wtorek, 14 września 2010

16. Co to w ogóle ma być?

Minęło dopiero pół dnia, a już groził mi zawał, spadłbym ze schodów, zbluzgałem chama na przystanku i dwa razy bym się zhaftował... Nie chcę wiedzieć, co mnie czeka do wieczora, może wskoczę pod pościel i tak przeczekam do jutra.


Dziś rano nie mogłem zwlec się z łóżka. Dwa razy dzwoniła komórka, przyszedł sms, a ja nic! Kamień. Wstałem kilka minut po 6.30 i miałem poranek w biegu.  


W świetlicy dzieci pracowały nad rysunkami. Malowaliśmy liście jesienne – pasjonujące... Obok mnie siedziała przeziębiona dziewczynka, gdy nagle rozległo się głośne "aapcichhh", a potem głośny płacz. Otóż wszystko, co miała w nosie, rozprysło się na ławce, na niej i na mnie... Moja poranna kawa podniosła się do gardła... Inne dzieci odskoczyły od ławki, krzycząc: "A fuj! Opluła mnie! Proszę pana, mam to na rękach!". I drą się, krzyczą, machają rękoma, niektórzy wycierają się w innych, ci znów krzyczą na tych pierwszych i mnie wołają: "Bo proszę pana to...", a ja próbuję opanować sytuację i siebie samego, by na nich się nie zhaftować. Mam jakąś odporność, bo w końcu już rzygano na mnie w autobusie na zielonej szkole i mnie to nie ruszyło, a dziś poległem na polu bitwy...


Później zamyśliłem się w trakcie drogi do domu. Idę sobie rozmarzony uliczką, aż tu nagle ogromna bestia tuż obok mnie! Wbiła kły w siatkę, śliną chlapie i bulgocze jej w pysku. Przechodziłem koło posesji i ogromny bernardyn skoczył do siatki zupełnie znikąd i to wrost na mnie. Odskoczyłem, orła mało co nie wywinąłem, książki rozsypały mi się dokoła. Zawał murowany! Pozbierałem kości i po chwili słyszę z balkonu domu cienki głosik: "Pikuś, chodź pieseczku". Taaak, ładny mi Pikuś, który gdyby mógł, to by mi głowę odgryzł i przełknął jak słodką pastylkę...


I tak w drodze do domu zdarzyło mi się czekać na zielone światło na pasach. Stał naprzeciwko chłopak, który oficjalnie i beż żenady dłubał w nosie... Najpierw wytarł palucha w koszulkę, a po kolejnym świdrowaniu – wsadził palucha do buzi... i znów bym się zhaftował...


Po załatwieniu kilku spraw w mieście wdałem się w niepotrzebną pyskówkę z takim dziadem na przystanku. Stał, charczał i pluł! Świntuch! Powiedziałem raz, zero reakcji, drugi raz – nic, za trzecim razem ulżyłem sobie i nawtykałem mu inwektyw jak głupi, a ten stał i tylko na mnie patrzył. Ludzie uciekli i zaglądali tylko, czy czasem się za łby nie chwycą i nie będą się okładać. Normalny cyrk!  


Nieraz mam wrażenie, że to jakieś głębokie współczesne średniowiecze! Nie dość, że ludziska się nie myją i śmierdzi od nich na kilometr, to jeszcze w centrum miasta menele dyktują "normalnym" mieszczuchom swoje warunki obrzydliwych zachowań. Ja nie mogę! Gdzie ja żyję?!


A mogłem rano nie wstawać...

5 komentarzy:

  1. Boże!! okropny dzień miałeś:( Weź może już zawiń się w koc, zaparz sobie herbatę z cytryną i siedź w ciszy do wieczora:)

    pzdr i lepszego jutra życzę:*

    OdpowiedzUsuń
  2. a myślałem że nieszczęście to mnie spotkało z powodu podróży w jednym wagoniku tramwajowym z panem śmierdzącym jakimś. ale widzę to jeszcze nic.
    Twa niefortunna seria przebiła wszystko.

    słodycze, kawa i do łóżeczka z książka - jeśli tylko możesz sobie pozwolić na wolne popołudnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. fakt istna wojna a tego nie mycia się to komentować nawet nie będę

    OdpowiedzUsuń
  4. współczuję, ale takie mamy społeczeństwo, niestety...

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że zbluzgałeś tego dziada, chociaż pewnie nie wyciagnie z tego wniosków, ale przynajmniej ulżyłeś sobie. Mnie też cholera bierze jak słyszę te... odgłosy w autobusach albo na ulicach... Przypomniało mi się kilka podobnych sytuacji, ale już Ci ich oszczędzę. ;) Najbardziej uderzające jest to, że to zazwyczaj z ludzi porządnie ubranych, niby zadbanych, wyłazi czasem największe chamstwo. I te psy... Pikuś? :D Przed moim blokiem lata taki kundel, jak raz mnie zobaczył, to spieprzałam przed nim z prędkością odrzutowca i ucieszyłam się, że mieszkam w ogrodzonym bloku, bo ledwie zdążyłam zatrzasnąć mu furtkę przed pyskiem.

    Rozpisałam się... Nie pozostaje mi nic innego, jak również życzyć lepszego jutra... ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń