poniedziałek, 31 stycznia 2011

140. Brakujące ogniwo

Od 27 miesięcy udaje mi się skutecznie oszukiwać swoje ciało i umysł. Coraz częściej zdarza się, że zaczynają upominać się o swoje postawowe potrzeby... Choćby takie proste przytulenie się i poczucie czyjegoś zapachu, odczucie jego bijącego serca, podmuchu jego oddechu na szyi. 
Czy to aż tak dużo? 
Więcej mi nie potrzeba... 

piątek, 28 stycznia 2011

139. Są mądrzejsze od ludzi

138. Magia słów

Napisałem wczoraj na małej karteczce taką oto prośbę: "Chcę, aby wrócił Łukasz." I zostawiłem ją pośród innych karteczek z życzeniami i prośbami. Będę czekał. 
W ubiegłym roku, będąc w Częstochowie, wrzuciłem do skrzyneczki karteczkę z innym życzeniem. O tym samym pragnieniu myślałem będąc w Wilnie przed Ostrą Bramą.  Spełniło się. Chciałbym, aby i moja wczorajsza prośba się spełniła. 
Mój światopogląd skierował się w ostatnich latach w stronę agnostycyzmu. Tak jest mi dobrze. Dobrze się z tym czuję. Odpowiadam sam za siebie i decyduję o tym, co jest dla mnie dobre, a co złe. Dlatego też warto nieraz oddać się działaniu siły wyższej i wewnętrznym podszeptom i zrobić coś zgodnego z własnymi pragnieniami. A karteczka? To krok w przyszłość, która jest dla nas tajemnicą, to przyszłość, którą można spróbować w pewien sposób ukształtować. A co jeśli jest jakaś szansa?   

środa, 26 stycznia 2011

137. Bliżej horyzontu

Ooo! Tak, tak! To zdjęcie obok w pełni oddaje stan mojego zaangażowania w sesję. Marnie widzę jej dalsze losy, jeśli się nie przyłożę. Trochę przesadzam, jak zresztą zawsze, ale moją największą wadą jest to, że wszystko zostawiam na ostatnią chwilę, a potem marudzę, że mam tyle jeszcze do zrobienia. Norma! 
Napisałem przed niecałą godziną pracę i już nawet ją wysłałem doktorkowi. Mam nadzieję, że wpuści mnie na najbliższy wykład, a jak już nawet się wśliznę na salę, to usiądę w najciemniejszym kątku tak, aby mnie nie widział, bo jeszcze gotów będzie rzucić we mnie ogryzkiem, jak mu się napatoczę przed oczyska...
Jutro mam wycieczkowy dzień. Jadę z mamą i z bratem do... Krakowa. Kurcze, jak ja dawno tam nie byłem! W wyniku mojej długotrwałej absencji w stolicy Małopolski nie będę się nadawał na przewodnika! Ale tak na serio to brat jedzie samochodem do siebie na uczelnię, ja się przyczepiam, bo jest okazja pozałatwiania spraw w dziekanacie w związku z restrukturyzacją wydziału, a mamę bierzemy na dokładkę, bo Krakowa dawno nie zwiedzała. Myślę, że wyciągnę ich do Bronowic zobaczyć chatynkę Tetmajerów (to ta od "Wesela" Wyspiańskiego), a potem pochodzimy pewnie po Starym Mieście i będziemy wracać, bym mógł o dość późnej porze zasiąść i napisać kolejną pracę zaliczeniową... 

wtorek, 25 stycznia 2011

136. Dość tak, dość tak, dość...

Takie oczy dziś zrobiłem! Ooo!!
Na tle tych wszystkich przygnębiających myśli i wspomnień rozbłysło dziś małe światełko. Z pierwszym dniem nowego semestru otrzymuję status doktoranta (takiego prawdziwego) i z podyplomówki przygotowawczej przechodzę na bezpośrednie studia doktoranckie.
Myślałem, że nic już mnie nie może zaskoczyć, i to tak pozytywnie! A tu proszę... Bardzo ładnie, ja się cieszę! 
PS. I nie będę musiał tej dziwnej logiki i epistemologii zdawać...
PS2. Od tej huśtawki nastrojów to pomieszania z poplątaniem zmysłów wkrótce dostanę... Jest na to jakieś lekarstwo? Może antybiotyk? 

poniedziałek, 24 stycznia 2011

135. (...)

134. Rozwiązanie

Istnieje tylko jedno rozwiązanie na to wszystko, 
co mnie dręczy i męczy - trzeba zacząć się kurwić. 
Czas wyhaczyć jakiegoś małolata 
i przelecieć go w bramie lub pod schodami.  
Skoro wszystko liczy się od dupy strony,
to od tego trzeba zacząć.
Każdy orze jak tylko może! 
Może być potwór, byle żeby miał otwór!  

133. Rozczarowanie

Ogromnie się dziś rozczarowałem. Aż zakłuło mnie w serduchu. Od kliku miesięcy utrzymuję (utrzymywałem?) na pomarańczowej stronie kontakt z takim "fajowym" chłopakiem. Uszanował moją decyzję o niespotykaniu się, nie namawia mnie i pomimo to nadal koresponduje ze mną (cud jakiś). A dziś zerkam na jego profil, bo widzę, że jest dostępny, a obok jego twarzy drugie zdjęcie - foto przyrodzenia. Jak przykrym uczuciem staje się fakt, gdy pod miłymi słowami, spokojną korespondencją, uśmiechem, nieśmiałym spojrzeniem kryją się zdrożne myśli i zamiary. Zabolało, bo jeszcze wczoraj wieczorem proponował mi kawę i nie obraził się w wyniku mojej odmowy. Jak przykrym uczuciem staje się fakt, że osoba postrzegana przeze mnie za kogoś normalnego i na poziomie, okazuje się mitomanem i bajkopisarzem. Przecież to nic trudnego pisać o czymś, co nie jest prawdą, stawiać się na piedestale i udawać świętego, a przy okazji mydlić komuś oczy ładnymi bajkami. Nie spodziewałem się tego. Wiem, że być może zdjęcie tamto nie znaczy zbyt wiele, ale liczy się fakt, że zamieścił je na profilu, i to jeszcze jako ogólnodostępne.
Wszyscy geje tacy są! Żałuję, że też nim jestem i pomimo tego, że nie utrzymuję aktywnego kontaktu ze środowiskiem, w jakiś sposób do niego należę. Cieszę się z tego, że pozrywałem wszystkie realne kontakty, przynajmniej nikt więcej nie rozczaruje mnie w taki czy w podobny sposób. I wcale nie ciągnie mnie do poszerzania jakichkolwiek znajomości, bo najczęściej okazują się one fałszywe i sztucznym, lichym i śmierdzącym futrem podszyte. Wstyd mi za was, chłopaki!   

Dopisek: Zaczynam dostrzegać, że moja postawa, moje przekonania, mój światopogląd, moje odczucia nie mają już żadnego sensu. To walka z wiatrakami. Jak mawia moja mama: "Sam świata nie zbawisz!" Z góry postawiłem się na przegranej pozycji. Tak naprawdę można zarzucić mi jedno - chęć bycia w porządku wobec siebie i innych. Właśnie ten aspekt mojego charakteru skazuje mnie na śmiech i odrzucenie przez innych. 

niedziela, 23 stycznia 2011

132. Powrót do rzeczywistości

Najwyższa pora wrócić do swojego świata i zatrzasnąć za sobą drzwi i wyrzucić klucz i klamki do przepaści bez dna. Moje szare aspekty marnego żywota zatęskniły za mną i słały już listy gończe. Na czas wizyty Nemsta złożyłem  parasol swojej dziwolągowatości, dziś ponownie skryłem się pod jego kloszem i powróciłem do stanu pierwotnego. Wątpię w to, abym go kiedykolwiek znów złożył.  Tak jest dobrze dla mnie i dla innych.
Idę dziś spać dużo wcześniej. Potrzebuję się wypłakać do poduchy.  

131. Śnieżnych wędrówek i nie tylko ciąg dalszy

Dojechałem na swój koniec świata (o dziwo autobus przyjechał punktualnie) i mam dobry internet, a dzięki temu mogę jakąś notkę napisać. A zdarzyło się dość na przeciągu kilku ostatnich dni.

Wczoraj rano pożegnałem się ze swoim gościem. Ale zanim się to stało, intensywnie spędzliśmy dwa dni. O czwartkowej wyprawie w góry już wspomniałem. W piątek też nawiedziliśmy stoki narciarskie, lecz raczej polowaliśmy tam z aparatami w rękach na ładne widoczki i delektowaliśmy się krajobrazem, niż szusowaliśmy na nartach czy deskach. Wspinaliśmy się łagodnym szlakiem w kierunku Równicy, brnąc w śniegu po kostki, lecz zawróciliśmy ze względu na tęgi mróz i moje niskie glany, do których dostawał się śnieg (wysokie trapery przemoczyłem na Błatniej). Raczyliśmy się kawą i obiadem w góralskiej chacie przy ognisku na środku izby. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o sklepy, a wieczorem pospacerowaliśmy po mieście i galerii.

W góralskiej chacie przy palenisku
W sobotni poranek wystartowaliśmy w kierunku Krakowa. Nemst to prawdziwy kierowca, można z nim jechać nawet na koniec świata. Tuż przed ósmą rano napadliśmy na opactwo w Tyńcu. Całkiem inaczej sobie wyobrażałem to miejsce, myślałem, że jest dużo większe, i jestem nieco Tyńcem rozczarowany. Ale miejsce bardzo ładne i malowniczo położone nad Wisłą. Dojechaliśmy do Krakowa na czas – ja udałem się na wykłady, a Nemst pojechał w dalszą drogę.

Opactwo tynieckie 
Widok na Wisłę z dziedzińca głównego
Widok klasztoru od strony Wisły

czwartek, 20 stycznia 2011

130. Śnieżne wędrówki i nie tylko

Od wczoraj goszczę u siebie Nemsta. Ku mojemu zaskoczeniu przyjechał nieco wcześniej, niż się go spodziewałem. Zaraz po obiedzie pojechaliśmy do Wadowic. Zobaczyliśmy centrum miasteczka i obowiązkowo skosztowaliśmy słynnych papieskich kremówek. Wieczór zszedł nam przy dobrym winie i rozmowie.

Dziś, jak to było zaplanowane, przeciągnąłem Nemsta po górach. Poszliśmy moją ulubioną trasą aż na Błatnią. Pogoda dopisała. Prószył delikatnie śnieżek, nie było wiatru, śnieg na szlakach puszysty, a szlaki przetarte. Jedynym mankamentem były nisko osadzone chmury, przez co nie można było podziwiać widoków. Wróciliśmy planowo i na czas. Jutro dalsza część wędrówek.
Aktualnie zaprawiamy się herbatką z prądem, co by na jutro być w dobrej formie.

Beskidy zimą

Szlak pod Klimczokiem (Nemsta ulubione zdjęcie)

Zimowy detal

"Moje" drzewko na Błatniej

wtorek, 18 stycznia 2011

129. Zakasać rękawy nadszedł czas

Wracam dziś do siebie. Jakoś szybko minęły mi te dwa dni wolnego. Wyskoczę jeszcze do miasta z pilną sprawą i pakuję manatki i do autobusu. Czeka mnie sporo pracy, gdyż jutro będę miał gościa. Jakieś plany organizacyjne już poczyniłem, teraz czeka mnie przygotowanie wszystkiego, posprzątanie mieszkania (upsss!)


i przyrządzenie jakiegoś obiadu (może sajgonki? hot dogi?)

poniedziałek, 17 stycznia 2011

128. Z myślą o tych, co sesję mają (lub mieć będą)

Znalezione w gazecie z programem: 
"Na egzaminie profesor z widocznym niesmakiem słucha odpowiedzi studenta. W pewnym momencie zwraca się do swego psa, leżącego pod biurkiem: Azor! Wyjdź, bo zgłupiejesz!"

I coś z mojego sobotniego wykładu: 
Po egzaminie doktor zebrał prace i pyta: Skoro to jeden z ostatnich wykładów, to czy macie państwo jakieś pytania? Pada jedno: Czy możemy już iść?

niedziela, 16 stycznia 2011

127. Komentarz całkowicie niepotrzebny

126. Misz - masz

1. Chciałbym zdementować plotki i pogłoski, że niby stąd znikam! Rozczaruję niektórych i właśnie na złość im zostaję na swoim miejscu. Dobrze mi tutaj, a że powstało inne miejsce, gdzie też aktywnie działam, niczemu nie przeszkadza. To taki mój azyl, w którym nikt nie wie, że ja to ja. 
2. Pojechałem z odwiedzinami na swój koniec świata. Mam tu kilka spraw do załatwienia. Jak widzę, sprawa z bankiem nadal w toku, gmatwa się coraz bardziej. 
3. W środę spodziewam się gościa. Porozmawiamy, pójdziemy w góry. Pogoda nie sprzyja dalekim wyprawom, ale jakieś bliższe szlaki nawiedzimy. 
4. Nie mam zdania o wczorajszym egzaminie. Zdaje mi się, że na niektóre zagadnienia pisałem same herezje. 
5. Antybiotyki zadziałały! Gardło mi puściło i mogę normalnie mówić. Przeszły bóle głowy i gorączka, ale nadal walczę z uchem. Spędza mi ono sen z powiek. 
6. Oddałem pracę, nad którą ślęczałem od jakiegoś czasu. Chyba moja praca się spodobała tej kobiecie, bo dziś dzwoniła do mnie z informacją, iż jej dwie koleżanki ze studiów są zainteresowane tym, abym posiedział także nad ich pracami. Czyli robota pali się w mych rękach!
7. W końcu mam porządny internet (niestety tylko czasowo), dzięki temu odpisałem na Wasze wszystkie komentarze pod moimi ostatnimi postami. 

piątek, 14 stycznia 2011

125. Fuck! Fuck! Fuck!

I stało się to, czego się obawiałem, aczkolwiek wiedziałem, że kiedyś to nastąpi, przecież nie tylko świat rzeczywisty jest tak mały. Na moją stronę trafiła osoba, do której czuję awersję i mdli mnie na samo jej wspomnienie. Nie rozumiem tego w ogóle, po co tej osobie jakiekolwiek wiadomości o mnie, skoro traktowała mnie jak szmatę, a w mieście mija mnie, jakby mnie nie znała. Czego innego mógłbym się spodziewać po męskiej puszczalskiej ciotce, która włazi do łóżka prawie każdemu poznanemu facetowi, a co najgorsze - hipokrytce i plotkarze, jakiej na Ziemi jeszcze nie było. 
Dobrze, że zadomowiłem już się w innym miejscu...!

czwartek, 13 stycznia 2011

124. "Życie jest bardzo piękne!"

I tak dzięki mojemu zawzięciu, uporowi i w pewnej mierze idealizmowi wylądowałem na antybiotykach. Jak to powiedziała moja koleżanka z pracy: "Pamiętaj, że wszyscy nadgorliwcy to już dawno na cmentarzu leżą". Czuję się fatalnie, grypa mnie pokonała, ucho tak nawala, że mało co nocami nie walę głową w ścianę. W końcu byłem u lekarza, ale odmówiłem przyjęcia L4, w sumie to jutro ostatni dzień pracy i rozpoczynamy ferie. Tak już mam, że jak czegoś nie dopilnuję osobiście, to potem męczą mnie przerwane sprawy. Jesteśmy już po klasyfikacji i po wszystkich zebranich, naradach, zespołach etc., etc. Szóste klasy napisały test. W czasie ferii sprawdzę go, ocenię i zrobię potrzebne zestawienia.W sobotę muszę być w Krakowie, mamy jakiś egzamin pisemny. Pojadę na czworakach.  

Od tej grypy wszystko mnie boli i nie mogę się skoncentrować na nauce. Załatwiłem sobie filmy i próbuję na nie zaglądać. Obejrzałem "Galerianki". Wcześniej nie widziałem tego filmu. Smutna prawda o polskiej młodzieży, niestety, będzie tylko gorzej. W kulturze XXI wieku nie ma już miejsca na przyjaźń, zaufanie, szacunek, dobro, honor, nie mówiąc o miłości. Praktycznie wszyscy traktują się przedmiotowo i oceniają po tym, jak się wygląda, jakie ma się ciuchy, jaki telefon, ile kasy ma się przy sobie, czy jest się księciem z pierwszej okładki popularnego brukowca.  

Jakikolwiek przejaw skromności, naturalności, odrębności od razu jest rozgniatany niczym wstrętny i ohydny robal. Trzeba się dopasować do tych, którzy dyktują warunki lub zginąć.

Obejrzałem też serial o Tudorach, a dokładnie o okrutnych rządach Henryka VIII. Krew się leje strumieniami, wszędzie obecne są zdrady, podejrzenia, spiski, oskarżenia, dążność do władzy po trupach. Lecą głowy spod toporów niczym deszcz i nieważne, czy to królewska dwórka, książę, lord, hrabianka, szlachcic czy królowa. Prawie każda z tych osób padła ofiarą intryg i spisków, gdyż znała jakiś sekret lub po prostu stała komuś na drodze. Zaimponowała mi odwaga i postawa Anny Boleyn, która nawet przed katem stała dumna i wzniosła. Również Katarzyna, młodziutka królowa o delikatnej urodzie, odważnie położyła głowę na pieńku, szepcząc: "Życie jest bardzo piękne!"

Tak porówując ze sobą "Galerianki" i serial o Tudorach tak naprawdę nie wiem, które czasy były dla ludzi okrutniejsze. Czy czas angielskiego renesansu, kiedy głowy ludzkie staczały się z miejskiego szafotu na pośmiewisko ludu, czy współczesny wyścig szczurów, który także decyduje o byciu lub niebyciu pośród innych.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

123. Mam okres

Wkrótce będę szukał sam siebie. Zapowiada się na to, że któregoś dnia wyjdę z domu, zostawiając na półce w łazience swoją głowę! Ostatnio wszystkiego szukam – jak nie kluczy, to portfela, to książki, to spodni, to podkoszulki, to skarpetki. W pracy mam to samo – wezmę nie ten dziennik, co trzeba, do czwartaków idę z książką do klasy szóstej, do Kamila wołam Krzysiu, a do Basi – Kasiu. I tak w kółko.

Moja demencja starcza się pogarsza z dnia na dzień. Wczoraj w aptece chciałem kupić syrop do nosa, oznajmiłem pani, że miałem gorączkę ponad 28 stopni i chciałem też coś skutecznego na przedłużający się okres. Kobieta spojrzała na mnie znad okularów i pomrugała pytająco oczyma. Dziś przewróciłem do góry parkiet w domu w poszukiwaniu kart bibliotecznych. I oczywiście poszedłem do biblioteki z książkami nie tymi, co trzeba. Gdy już je w domu wymieniłem i poszedłem do drugiej biblioteki, okazało się, że od ponad dwóch godzin jest już zamknięta. Wróciłem do domu, usiadłem w fotelu i stwierdziłem, że jest ze mną coś nie tak.

Nadal mam kaktusa w gardle i ledwo co mówię. Postanowiłem zabić klina klinem, ale chyba na tym wyszedłem jeszcze gorzej niż było. Stosuję niekiedy na bolące gardło drastyczną metodę – zmrożoną pepsi w puszce. Wypiłem taką. Ale nic nie pomogło, a gardło jak bolało, tak boli. Dopiero w czwartek mogę pójść do lekarza. Jak mi nie przejdzie, to pójdę, a teraz idę już spać, bo mam dość wrażeń jak na jeden dzień.

sobota, 8 stycznia 2011

122. Marudzę i smęcę sobie w sobotni wieczorek

Będę dziś narzekał i marudził. I to bardzo. Nawet zbyt bardzo. Ulżyć sobie muszę. No, a co!

Primo: Dopiero wczoraj podpiąłem się do jakiegoś sygnału i mam w końcu w domu internet. Jest to taki net, że mnie krew zalewa. Czekam kwadrans na załadowanie się strony, a po tym czasie odczytuję komunikat: "Połączenie niemożliwe". Możecie sobie wyobrazić moją reakcję... Nic nie działa, gg ledwo co dycha, o wysłaniu mejla mogę zapomnieć.

Secundo: W pracy jatka za jatką. W środę mało co nie toczyłem piany z ust po ścięciu się z rodzicem uczennicy i z nią samą na zajęciach indywidualnych. Telepało mną do samego wieczora. Mam wrażenie, że moja ogromna cierpliwość i spokój pomału zaczynają się wypalać...

Tertio: Załamało mnie to, co się wyrabia za oknami. W ciągu jednej nocy stopniał cały śnieg i od dwóch dni siąpi deszcz. Z temperatury minusowej zrobiła się plusowa! Na początku stycznia mamy wiosnę! Niestety ten nagły skok pogodowy musiałem odchorować.

Quatro: No właśnie, tak się pochorowałem, że nie pojechałem dziś na wykłady. A zaczęło się już we wtorek, kiedy to wstałem z postrzałem w lewej łopatce. Nic a nic nie mogłem głową ruszyć. Całą środę mnie muliło, spanie męczyło, łeb bolał, a jak się już położyłem, to wstałem dopiero w czwartkowy wieczór, bo półprzytomny walczylem z gorączką prawie 39 stopni. Napchałem się lekami i jakoś stanąłem w piątek na nogi tylko po to, aby w kawiarni w naszym kinie dostać zajada od pewnie źle wyszorowanej filiżanki. A dziś? Ucho! Zatkało się i cholernie boli! Jak już coś dopada, to wszystko na raz. Ciekawe co jutro mnie dopadnie... Nie zdziwiłbym się, jakby to było nawet klimakterium...  

Quinto: W gorączkowych majakach ciągle widziałem przy sobie jedną osobę...

Sexto: Jeszcze jeden cały tydzień i będą ferie! Ferie! Ferie! Ferie!

Septimo: I sesja, sesja, sesja...

niedziela, 2 stycznia 2011

121. W objęciach szału

Doprowadziłem dziś jednego gostka na pomarańczowej stronie do szału... Gdybym zapewne był obok, to bez zmrużenia oka wbiłby mi scyzoryk, i to tępą stroną, w czoło, a potem obciął język, nabił go na widelec i wystawił wronom i krukom na żer. Z tego, co wyczułem z jego pisaniny, chyba nastawił się na kruche ciasteczka i kokoski (takie włochate kokones prosto z Seszeli) i to jeszcze takie, po które nie trzeba zbyt wysoko sięgać. Na moją odpowiedź: "Nie spotykam się" - dostał pewnie szału i białej gorączki. Laptopa czy stacjonarnego na szczęście za okno nie wyrzucił, bo mi odpisał. Właśnie. I o to chodzi, że odpisał! Gdyby nie, oszczędziłby mi pewnych sformułowań pod jego adresem. Z drugiej strony cieszę się z tego, że doprowadziłem go do pasji, bo nie będzie mierzył wszystkich swoją miarą, choć wątpię w to, aby do serca wziął sobie moje poglądy. Takich jak on to nie interesuje (i mnie również). 
Od dziś będę prześmiewaczem osobników i uczestników pomarańczowej strony i bez żadnych wyrzutów sumienia będę w swoim opisie piętnował zboków i pseudoksiążęta - wypiszę ich nicki i dopasuję odpowiednie przysłowie. Zemsta jest słodka!

sobota, 1 stycznia 2011

120. Być - nie być

Nie umiem już pisać wierszy! 
Pokłóciły się metafory z rymami, strofy z wersami,
litery odmówiły posłuszeństwa.
Atrament zasechł w stalówce,
linie na kartkach z poziomu przeszły w pion,
kratki stały się sześcienne. 
Słowa nie chcą już zdradzać myśli niepoukładanych,
koniugacje zlały składnię w sens odwrotny,
tryby z fleksją tango gramatyczne wywijają.
Alfabet niczym Pompeje kurzem przysypany,
głoski skamieniałe wiekom oddają kształty swe,
by odkrywcy po stu latach zapomnienia
odnaleźli coś, co sensu nie ma.