środa, 30 listopada 2011

138.

Obiekt niedoszłego spotkania zakończył wczoraj rozmowę ze mną znanym cytatem: "Miałeś chamie złoty róg!"
I ma rację...

137.

Przecież z każdego drzewa spadają liście, a każda róża kiedyś przekwita.
Gwiazdy spadają z nieba i giną w głębokim morzu.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. 


PS. Moja mama zapytała dziś o studia. Jak się dowie, że wycofałem się ze studiów doktoranckich, bez skrupułów wypchnie mnie przez okno... 

wtorek, 29 listopada 2011

136.

Spierdoliłem sprawę z takim miłym chłopakiem. Sympatycznym, miłym, inteligentnym, otwartym, ciekawym. Dobrze nam się rozmawiało wirtualnie, na pewno tak samo by było w realu. Mieliśmy widzieć się jutro, właśnie odwołałem spotkanie...
Wycofałem się bez próby.
Stchórzyłem.
Zawiodłem.
Piekło mnie nie ominie.
Szlag by to wszystko trafił!
I mnie na 1. miejscu.
Chciałem zerwać z tym złym okresem i wyjść z domu, by w końcu się z kimś spotkać. Nie udało się. Nie jestem w stanie się przełamać. Od ponad roku pogrążam się w samotności, stan ten się pogłębia. Jestem człowiekiem ograniczonym i boję się kolejnej porażki i ośmieszenia.
I jeszcze w tym tygodniu jest rocznica. Już któraś z kolei. Chcę ją przemyśleć i przeczekać w ciszy i samotności.
DOPISEK: Prawdopodobnie zostałem znienawidzony. Napisałem mu słowa, które kiedyś usłyszałem od  odchodzącego eks: "Lepiej będzie, jeśli mnie znienawidzisz".   

niedziela, 27 listopada 2011

135.

Zauważyłem, że ludzie źle mnie odbierają. I to od dawna. Na opak rozumieją wysyłane werbalne i niewerbalne sygnały. Te dobre intencje, jeśli takowe w ogóle są, odbierają negatywnie, natomiast wszystkie złe biorą za pozytywy.
Po wczorajszym wykładzie z semiotyki logicznej zagadnęła do mnie jedna z koleżanek: "Massimo, podziwiam cię, głowę masz nie od parady, pewnie masz duże powodzenie w tej swojej pracy i nie tylko..." Spojrzałem na nią ze zdziwieniem i odparłem bez namysłu: "Głowa pusta jak kapusta! Gdybyś poznała moje myśli o mnie samym, to zmieniłabyś się w ziarenko piasku i poturlała na dno oceanu, by być jak najdalej ode mnie". Chyba nie zrozumiała, odeszła bez słowa. 
Ludzie mnie nie rozumieją lub odbierają nie tak, jak jest w rzeczywistości. Nie jestem miłym, wesołym, towarzyskim, sympatycznym, dobrym i uśmiechniętym człowiekiem, jak większość o mnie sądzi. Owszem, jestem spokojny, cichy, opanowany, grzeczny wobec innych, ale pod tą maską znajduje się zimny, powściągliwy, nieufny, podejrzliwy, nad wymiar dystansujący się, stroniący i uciekający od ludzi człowiek, samotnik. 
Moją "specjalnością" stało się zrażanie ludzi do siebie. Robię to całkowicie świadomie. W jakichkolwiek prywatnych kontaktach (a takie mam tylko i wyłącznie w sferze wirtualnej) jest dobrze dopóki, dopóty ktoś nie próbuje się do mnie zbliżyć w realu.
Wiem o tym, że jestem postrzegany jako dziwadło, tak więc jednorazowe spotkanie z kimś i rozmowa tego nie zmienią - nadal będę tym czymś, na co patrzy się z politowaniem i macha ręką.
I tak czeka mnie najgłębsze piekło, jeśli ono w ogóle istnieje, więc jaki sens w tym, by coś zmieniać na lepsze i rozdawać uśmiechy? 

poniedziałek, 21 listopada 2011

134.

Mało spałem minionej nocy.
Przewracałem się z boku na bok, tarmosiłem poduchy, podkładałem pod głowę wałek, otwierałem okno, by wpuścić tumany zimnego powietrza, w końcu przeniosłem się na drugą stronę łóżka, ale i to też nie dało żadnego rezultatu. Usnąłem tylko po to, by za chwilę mógł mnie wyrwać z drzemki głos budzika. 

Humor mi nie dopisuje i mam nos zwieszony na kwintę, a przyłożyła się do tego wczoraj moja mama (całkiem nieświadomie), a dzisiejsza rozmowa z EL pogłębiła mój smutek. Przekonałem się, że niektórzy ludzie są naprawdę wstrętni, bo jeśli nie idzie coś po ich myśli, to potrafią obgadać i obrzucić błotem każdego, z kim się spotkają, a co najgorsze - nie mają odwagi wypowiedzieć wprost swoich zastrzeżeń, tylko knują i obgadują za plecami.




Natomiast wczoraj po południu mama przyniosła z piwnicy grubą teczkę z papierami i wręczyła mi ją ze słowami, bym zrobił z tym porządek. Wertując stare kserówki z licencjata sprzed 7 lat, znalazłem płytę CD. Pomimo zarysowań dało się ją otworzyć. Znalazłem tam sporo plików z pracami rocznymi moimi i mojego byłego eMa (razem studiowaliśmy i mieszkaliśmy w akademiku), a pośród zdjęć kosmosu i planet (jego pasja) wpadłem na... jego fotkę (!!!) . Zatkało mnie! Zastygłem przed monitorem i nie mogłem się ruszyć. Ponad 7 lat w zawiązanej teczce to zdjęcie czekało na to, bym mógł je odnaleźć i jest to jedyne Jego zdjęcie, jakie posiadam (wszystkie inne mi zabrano). Po koszuli w krateczkę, wystrzępionej fryzurce i po zegarku na ręku eMa mogę wnioskować, że zrobione było w okolicach ferii zimowych roku 2004 (na 7-8 miesięcy przed wypadkiem). 
Myślałem, że już nic mnie nie może zaskoczyć. W sumie dzięki przypadkowi mogłem znów spojrzeć w jego zielone oczy...
A na koniec nasza dawna piosenka:


czwartek, 17 listopada 2011

133.

Podoba mi się to zdjęcie. Oj, dałbym dużo, by ktoś chciał się tak do mnie przytulić (lub ja do niego). Ale nie tak jednorazowo dla zaspokojenia chwilowej potrzeby tylko tak całkiem na serio i każdego wieczoru... Mógłby to być ktoś, z kim można byłoby podyskutować o czymkolwiek lub pomilczeć, bo przecież milczenie też jest jakąś formą komunikowania - oddechy, spojrzenia, gesty, mimika, no i tak ważne w bliskich kontaktach -  zapach i ciepło drugiej osoby. Rozmarzyłem się niepotrzebnie, gdyż, jak się to mawia - nie dla psa kiełbasa. Podjęte decyzje zobowiązują, a dane samemu sobie słowo jest tak samo mocne w swej istocie jak słowo dane drugiej osobie. Wiem z autopsji, że to czyny i postępowanie mają prymat nad słowami, ale moc słów także jest bezdyskusyjna. 
Nieraz mam takie momenty w pracy, że moje myśli krążą gdzieś daleko. Dziś tak miałem, bowiem dopadła mnie wątpliwość - co by było, gdyby mała intryga z wtorku przybrała nie taki obrót, jaki był pierwotnie zamierzony? A jeśli stanie się coś, czego się z EL nie spodziewamy lub coś, czego nie przewidzieliśmy? Co wtedy będzie?   
P.S. Pomimo tej zimnicy na zewnątrz dobry humor nadal dopisuje.    

wtorek, 15 listopada 2011

132.

Słońce już zaszło, więc mogę pochwalić kończący się dzień. Był naprawdę dobry! Parę minut po 10 rano otrzymałem wspaniałego smsa. Natchnął mnie uśmiechem i sprawił mi ogromną radość (jego siła działa nawet teraz i będzie działać jeszcze długo). A to wszystko dzięki EL, która wymyśliła, zaplanowała i wykonała małą intrygę (szczegółów nie będziemy zdradzać, prawda?).
Intryga została uknuta wczoraj, bałem się jej efektów. Sms od EL przyszedł po 10 rano, zerknąłem na wyświetlacz i od razu wiedziałem, że w środku znajdę jej wynik. Otworzyłem dopiero po kilku minutach i odczytywałem wiadomość z duszą na ramieniu. Kamień spadł mi z serca! Usiadłem na łóżku i odetchnąłem z ulgą. W jakieś pół godz. później rozmawiałem z EL o wszystkim, a ze wzruszenia pociekła mi łza po policzku... (wiesz, że w tym wszystkim jednego Ci zazdroszczę...). 
EL - dziękuję!
A teraz czas na godzinną posiadówkę w wannie z gorącą wodą, a później testy, testy i testy... 

niedziela, 13 listopada 2011

130.

Kadr z filmu - Bobby i David
Wczoraj było strasznie i przerażająco, to dziś będzie łzawo i przygnębiająco... 

Z tego, co przeczytałem - film oparty na faktach ze świetną rolą Sigourney Weaver . 
Do filmu polecam duuuuży kubek herbaty i przynajmniej kilka paczek biszkoptów.


Film zaczerpnięty od Czesia:

Prayers for Bobby

sobota, 12 listopada 2011

129.

Chcecie poczuć gęsią skórkę na plecach i ramionach i wydać z siebie nagły krzyk strachu?? Dziś naładowałem zapas przerażenia na nieokreślony czas do przodu, zresztą - nie mam już skórek do skubania, a poduchę to trzeba będzie chyba prasować... Na pewno nie zejdę przez najbliższy miesiąc do piwnicy, a na każde stuknięcie w domu będę stał na baczność...

Obejrzałem horror, który zapewnił mi ogromną dawkę adrenaliny! Włosy mi się na głowie jeżyły i czułem fale ciarek przechodzących po ciele!! Chyba ostatnim razem tak bałem się podczas oglądania Egzorcyzmów Emily Rosekiedy to kilka nocy z rzędu spałem przy załączonej lampce... Wtedy mieszkałem sam, ale już wiem, że dzisiejszego horroru bym na pewno nie obejrzał będąc samemu w domu... Nigdy! Moja wyobraźnia doprowadziłaby mnie do szału... 


Uwielbiam horrory o duchach, nawiedzonych domach, przesuwających się meblach, ale Paranormal activity bije wszystkie dotychczasowe na łeb i szyję! Bałem się jak cholera! 


Film ten wpisuje się w konwencję amatorskiej kamery, co ma podkreślić prawdziwość wydarzeń (tak nakręcony jest Rec i Blair Witch Project - ten drugi też wspominam z ciarkami).
Mamy w trzech częściach Paranormal activity demona, który nęka przez wiele lat jedną rodzinę. W sumie to dopiero trzecia część opowiada o dzieciństwie dwóch sióstr, które w części pierwszej i drugiej są dorosłe i kiedy to demon powraca. Mogę powiedzieć, że nawet tak dużego wrażenia nie robią przesuwające się meble, jak odgłosy kroków i dziwne warknięcia czy pomruki. Straszne w filmie są też przesuwające się cienie, gasnące światło, trzaśnięcia drzwiami, skrzypnięcia oraz nagłe, przerywające nocną ciszę, uderzenia. 
W trzech częściach Paranormal activity jest sporo naprawdę przerażających scen. Najgorsze są chyba wtedy, gdy obok śpiącego bohatera zatrzymuje się cień, ściąga kołdrę, chwyta go za nogę i zaciąga do piwnicy...


Nie polecam osobom, które mają zbyt bujną wyobraźnię i boją się spać same w domu... Do kina, jak to jest na pierwszym trailerze, też nie dałbym się zaciągnąć. Na niektóre sceny filmu reagowałem tak samo jak ci widzowie... 


Trailer części pierwszej:



Trailer części drugiej:





Trailer cześci trzeciej:

128.



Czy to możliwe, by część snu przeniknęła do świata rzeczywistego?
Tak, śnił mi się. Znowu. Ale to dobrze, bo chcę tego, by mi się śnił nawet każdej nocy. Nadal słyszę w głowie Jego aksamitny głos i czuję Jego zapach. Właśnie... Czuję Go dokoła siebie - przeniknął moją koszulkę, moje ręce, włosy, unosi się w pokoju. 
Poranna kąpiel i zmiana ubrań nie zmieniła tego, nawet półgodzinne zmywanie naczyń nie usunęło z moich dłoni Jego zapachu. 

Brakuje mi Go. Chciałbym z Nim porozmawiać i wejrzeć znów w jego błękitne oczy.
Tęsknię...

piątek, 11 listopada 2011

127.

Wróciłem do zapomnianych (raczej odłożonych na bok) klimatów muzycznych. Znów rozsłuchuję się w ciężkich uderzeniach techno, house i electro. W głowie mej odżyły wspomnienia odbytych imprez i szaleństw do białego rana. To były czasy...
Kawałek "I love my sex" idealnie oddaje to, co lubię w tego typu muzyce - progresywną cykliczność mocnego i wyraźnego rytmu.
Trzeba pomyśleć nad imprezą właśnie w takich klimatach:


poniedziałek, 7 listopada 2011

126.

Nawet nie wyobrażam sobie swojego zawodu bez znajomości podstaw psychologii rozwojowej, dziecięcej czy klinicznej. Wystarczy nieraz dobra obserwacja ucznia przez kilka lekcji, by wiedzieć o nim więcej, niż może on sam wiedzieć o sobie. Przydaje się to w sytuacjach kryzysowych, by na przykład "zgasić" delikwenta w momencie, gdy zaczyna się popisywać lub dokazywać. Często stosuję taki chwyt. 

Ale taka analiza człowieka przydaje się także w ocenie ludzi spotykanych wśród znajomych lub, choćby jak wczoraj, przy odbiorze ludzi z mediów - tu przywołanego w poprzednim wpisie Michała Szpaka. Człowiek ten od razu rzuca się w oczy swoją odmiennością - ubiorem, postawą i zachowaniem.
Wiem i rozumiem to, że żyjemy w XXI wieku i każdy ma prawo posiadać swój światopogląd i żyć według własnego uznania. Dlatego też, jeśli tak chcą, niech faceci noszą sukienki i makijaż, a kobiety spodnie ogrodniczki i włosy ścięte na jeża - ich sprawa. Ale zastanawia mnie jedno w tym wszystkim i właśnie w tym widzę zniesmaczenie i może nawet w jakimś stopniu zagrożenie - wyciąganie na wierzch własnych słabości i kompleksów jako czynnika ataku i zwracania na siebie uwagi.  
Wystarczy pogrzebać w Sieci, by znaleźć tak skrajne ewenementy, by sklecić na szybko małe ludzkie Zoo. Weźmy na przykład takiego Luntka czy Gwiazzdę (Szpak przy nich to małe piwo). Obaj ogromnie zakompleksieni  i, co jest straszne (!!), z tych kompleksów robią atuty własnej osoby i żyją tym poklaskiem, który wokół siebie czynią. Nie wiem, jakie jest ich podłoże wychowania i jak wyglądają ich relacje z rodziną, ale to nie są klasyczne kompleksy grubej nastolatki, rudego i chudego gimnazjalisty czy klasowego okularnika - kujona. Mam wrażenie, że takich osobników jest coraz więcej, a ich problemy z sobą samym przekraczają możliwości przeciętnego psychologa czy terapeuty w szkole.





Patrząc na takiego Gwiazzdę myślę, że granice jego rzeczywistości i fantazji zlały się. Aplauz, pozytywny czy negatywny, są swego rodzaju motorem napędowym, on żyje dzięki temu, że jest postrzegany właśnie w taki sposób (DOPISEK - warto się wsłuchać, co mówi o sobie Bartek - Gwiazzda, powtarza on jak mantrę: "Przyjechałem tu <do programu>, żeby się pokazać; Mam nadzieję, że mnie pokażą <w tv>; Chcę być rozpoznawany"). Jemu nie zależy na udziale w programie po to, by spróbować własnych sił przed kamerą, traktuje program jako pożywkę dla swojego wycofania, chce zaistnieć, pokazać się i wepchać się na plotkarskie języki. Chce, by o nim mówiono i nieważne czy pozytywnie czy też negatywnie.  


Nie mam zielonego pojęcia, co mogłoby go dowartościować, ale do momentu znalezienia pozytywnych bodźców będzie zachowywał się tak, jak teraz, czyli będzie prowokował, wzbudzał odrazę, ośmieszał, piętnował i negował prawdziwe autorytety (lecz zapytany o swój autorytet <Jola Rutowicz> nie potrafi o nim opowiedzieć, jąka się i improwizuje, maskując się śmiechem). Gwiazzda to pozer i lichy aktor, który jest w pełni niedowartościowany, a dla samego poklasku zrobi wiele.





Zastanawia mnie jeszcze jedno - czy zdają sobie oni sprawę z tego, że ich prowokujące poczynania wzbudzają odrzucenie i pogłębiają tylko ich wyalienowanie? Sami sobie zakładają stryczek na szyję, bo przecież potem już zawsze będą postrzegani jako pajace. O roli rodziców i braku ich reakcji nawet nie wspomnę. 
Temat można by było ciągnąć jeszcze długo, ale przecież nie chodzi o naukową analizę, ale o ukazanie młodych ludzi i ich problemów z samoakceptacją i braku pomysłów na to, jak wybrnąć z takiego chaosu i zagubienia własnego ja. 

niedziela, 6 listopada 2011

125.

Zahaczyłem dziś wzrokiem "tefałenowski" program Taniec z gwiazdami i zauważyłem tam dziwną istotę - długowłosego dzieciaka z trwałą na głowie i wymazanego ciastkiem kremowym... 
I potem wszedł na parkiet i się wyginał, przeginał, przebierał nogami w sposób, w jaki się nosi przydużą pieluchę, machał łapkami, trząsł główką z lokami i mizdrzył języczkiem do kamery...
Z początku myślałem, że to tańczą dwie kobiety...


Kurna, kto to w ogóle jest? Jaka gwiazda? Ten dzieciak - Michał Szpak - w programie Taniec z gwiazdami obok Kacpra Kuszewskiego i Katarzyny Zielińskiej? Mam wrażenie, że komuś się w głowie mocno pomieszało, zapraszając takiego zakompleksionego cyrkowca do telewizji. 




Zastygłem z filiżanką herbaty w ręku, gdy ten Michał Szpak "tańczył"... i nie mogłem się nadziwić. Przecież ta tancerka - blond Paulina Biernat, jego programowa partnerka, jest bardziej męska niż on sam i to ona powinna go prowadzić w tańcu!! Michał Szpak powinien się przechylać i przepływać przez ramiona Pauliny, a nie odwrotnie. 
I te jego miny, cmoki, wibracje łapek, zginania kolanek i machnięcia kitą... I powinna jeszcze działać jakaś cenzura w przypadku doboru kostiumów... I ten jego śmiech...
Program zszedł na psy!
No, a sam Kacper Kuszewski - palce lizać :)


*Dopisek: Oooo, jaka szkoda - dziewczyński Michał Szpak - odpadł z programu :) Straciłem "wdzięczny" obiekt do psychologicznych obserwacji i analiz... (z wrażenia aż mi się łyżka w budyniu utopiła...).

sobota, 5 listopada 2011

124.

Śniło mi się bicie Jego serca.
Śnił mi się Jego zapach.
Otwieram oczy - zapada cisza.
Zamykam - jest tuż obok mnie...

czwartek, 3 listopada 2011

123.



Tak, tak, wtedy królowały kłamstwo i niedomówienia... Zabrakło odwagi na prawdę...
Ale czymże jest ułomność ludzka odnośnie mądrości wszechświata?

Heheh, nawet się nie zorientowałem, że na dniach rozpocznę czwarty rok ostrego singlowania. Gdzieś tam po drodze zdarzył się jakiś mały skok w bok, ale już nic z tego nie pamiętam i nawet nie warto tego pamiętać.

A takie singlowanie ma swoje zalety.
Ciekawe - jak długo ono jeszcze potrwa...
Czuję, że tylko cud mógłby ten stan odmienić.
Cud, który nigdy nie nastąpi...
Mimo to będę czekał.

A może ktoś mi tarota postawi?

środa, 2 listopada 2011

121.



Jednak bycie egoistycznym altruistą przynosi korzyści dwóm działającym ze sobą stronom i - jak się to często mówi - jest wilk syty i owca cała. W sumie o to chodzi.
To swego rodzaju czysty wymiar symbiotycznej kooperacji mikro i makroorganizmów.
Szał ciał, tych metafizycznych i niebytowych oczywiście (przecież o fizyczności powłok ziemsko-bytowych nie wolno nam głośno mówić, gdyż zabraniają tego różne konwenanse, regulaminy i nakazy, a co za tym idzie - wolność człowieka nie istnieje <sic!!>). Trzeba nabrać wody w usta i tak egzystować pomiędzy cieniami krzywych drzew. Od tego właśnie ratuje egoistyczny altruizm. 
Ciekawe co na to wszystko by powiedział Zigi F... 

wtorek, 1 listopada 2011

120.

W okna zastukał już listopad... Chyba zbyt szybko ucieka ten czas. Nie wiem, czy ten upływ dni dotyka wszystkich po kolei, czy tylko mnie tak goni. Ale jedna prawda jest niepodważalna - im jest się starszym, tym szybciej ucieka czas. Tak było, jest i będzie, nie da się tego zmienić.


Ostatnie jabłko na działkowej jabłoni
Jesień w pełni. Dałem się ostatnio namówić na spacer na działkę. Wziąłem aparat, tak na wszelki wypadek. Tak rzadko wychodzę z domu (poza wyjściem do pracy), szukałem ciekawych obiektów do uwiecznienia i, ku mojemu rozczarowaniu, nic nie wypatrzyłem. Trzeba by było wybrać się na spacer do lasu (niestety gór tu nie mam, czego niezmiernie żałuję). 
Dzisiejszy poranek zdominowany był przez mgłę, ale z tego, co teraz widzę, słońce przebiło się przez chmury i chyba będzie ładny, słoneczny, aczkolwiek chłodny, dzień.


Cis i ostrokrzew
W domu mam nawał pracy, nie wiem, w co mam wsadzić ręce. Na biurku piętrzą się trzy stosy papierów i książek - ciągle przybywają teksty i analizy na studia, za które nie mam jak się zabrać, bo obok przypomina o swojej obecności stos testów i sprawdzianów z liceum i gimnazjum (dokładnie z 5 klas, trzy jeszcze nie pisały). Już wołają mnie kolejne lektury do czytania, a i prezentacje na sztukę trzeba do przodu przygotować i opisać, goni mnie też wykład na szkolne koło filmowe (w sumie sam się w to wkopałem). Potrzebne by mi było takie trzydniowe roztrojenie się, by dokładnie wszystko zrobić i to jeszcze na czas. Nie wspomnę o książkach, które bym chciał przeczytać dla przyjemności. W sumie to podczytuję co nieco po kilkanaście stron, ale to nie to samo co przeczytanie książki od razu od deski do deski. 


I jeszcze jedno - klasa, która dawała mi tak popalić we wrześniu, nieco się poprawiła, nawet usłyszałem komplement: "Wiedziałam, że jest pan spoko". Miło.