wtorek, 31 maja 2011

38. O dyskryminacji

Nawet nie wiem, od czego miałbym zacząć ten wpis, ale jak tytuł wskazuje, podejmie on ważką dla całego środowiska LGBT kwestię - zwolnienia z pracy osoby homoseksualnej właśnie z powodu odmiennej orientacji. Takie rzeczy się zdarzają i tym razem padło na mnie.


Zdarza się, że sprawy dyskryminacji zostają nagłośnione medialnie, a osoby, których problem dotyka bezpośrednio, na siłę outuje się. Mówi się o nich w telewizji, pisze w internecie, pisze w gazetach. Ofiara dyskryminacji, chcąc lub nie chcąc, staje się "public persona number one", o której robi się programy i której wizerunek umieszcza się w mediach, nawet w przypadku jej wyraźnego sprzeciwu. Dlaczego wspominam o tym na początku swojej notatki? Nie chcę rozgłosu, nie potrzebuję, aby pisały i mówiły o mnie media, pragnę tylko sprawiedliwości i równego traktowania. Nic więcej.

Jak wspomniałem w pierwszym akapicie, padłem ofiarą dyskryminacji i doprowadzono do nieprzedłużenia umowy o pracę. Skąd to wiem? Dzięki dzisiejszym pogaduchom z koleżanką w firmie. W trakcie naturalnej rozmowy wyszło na jaw kilka faktów, które mnie zainteresowały. Drążąc temat, a nie sugerując ze swojej strony jakiejkolwiek ciekawości, dopytywałem w swojej sprawie. Aktualnie jestem przekonany w 60 %, iż powodem mojego zwolnienia jest mój homoseksualizm. Oczywiście nie mam na to stuprocentowych dowodów, ale przesłanki i zachowania szefostwa i niektórych współpracowników na to wskazują. Musiałbym mieć niepodważalny dowód, aby wytoczyć działo na pole bitwy, a tak jestem skazany od razu na niepowodzenie. Nawet nie mam co próbować, bo tylko pogorszę i tak już złą i niemiłą sytuację.

Fakt utraty pracy nie był czymś nagłym, był to stopniowo narastający proces. Czekano tylko na odpowiedni moment i mimowolnie, tak przy okazji, na forum rzucono mi wiadomość o braku etatu. Szefostwo nawet nie poprosiło mnie na rozmowę na osobności, zostało to "załatwione" przy moich koleżankach i kolegach, tak po prostu na forum publicznym. Minął ponad miesiąc i do tej pory nikt nie wezwał mnie na rozmowę, a jeśli nawet mijam się z szefową, to obdarza mnie ironicznym uśmieszkiem i szybko odchodzi. Wczoraj to samo było z szefem. Wrócił on z dwutygodniowej delegacji i chciałem się z nim przywitać i podać mu rękę, to minął mnie jak powietrze. Część koleżanek też jest niemiła, i to ta część, która nie wychodzi z gabinetu szefowej. Mijają mnie jak obcego, robią złośliwe miny, nie odzywają się, gadają za plecami, nie wspomnę o tym, że wykreślono mnie ze wspólnych projektów i zadań firmowych. Te zadania, za które byłem odpowiedzialny, odebrano mi i przekazano innym osobom. Tak po prostu, nie mówiąc mi nawet o tym.


Ktoś mnie sypnął u szefostwa, a te, widząc zagrożenie dla wizerunku firmy w czymś, co mogłby wyjść na jaw i wywołać skandal, pozbyło się mnie, nie patrząc na ilość przepracowanych lat, na awans, na dobrą jakość pracy, dyspozycyjność, rzetelność, dobrą frekwencję. Nie rozumiem, dlaczego mój prywatny status, który w ogóle nie ma wpływu na firmę i na jakość wykonywanej pracy, zadecydował o moim zwolnieniu. Nabrano wody w usta i czeka się tylko na moment końca mojej umowy. Wtedy wszyscy odetchną z ulgą, bo zagrożenie minęło i "ten inny" poszedł w swoją stronę.

Nie wiem, co mam zrobić. Jestem tym zmęczony. Jak zawsze i chętnie wstawałem do pracy, tak ostatnio mam torsje na myśl, że muszę znów tam iść. Pociesza mnie tylko jedno - za miesiąc się to skończy. Tylko że wówczas oni będą tryumfować, bo pozbyli się problemu, i dopiero będą mogli gadać na mnie, bo nie będzie ryzyka, że przypadkowo usłyszę. Powieszą na mnie ostatnie psy.

poniedziałek, 23 maja 2011

36. O obżeraniu się słodyczami

Wtrąbiłem przed chwilą wiaderko lodów i dwa pączki, przede mną paczka ciastek, baton marcepanowy i duży karton soku. Stresuję się. Już od wielu dni. I wcinam słodycze tonami, jak jeszcze nigdy. Zawalony jestem papierzyskami, a mam lenia. Nadal... Nie wiem, co się mi stało ostatnimi czasy. Próbuję się czegoś chwytać i chyba tylko udaję, że coś robię. Nie wiem, jak to będzie, bo nie dam rady zaliczyć sesji na dwóch kierunkach. Chyba przełożę kilka przedmiotów na wrzesień. Trudno.
W pracy też nieciekawie. Atmosfera napięta. Niektórzy nadal na mnie spod byka zerkają, mijają mnie z nadmuchanymi fochem twarzami, a inni wręcz śmieją się ironicznie. Wiadomo o co chodzi, oni zostają, ja nie... 
Nawet nie wiem, o czym mógłbym tu napisać. Mam pustą głowę. Trawi mnie obojętność na wszystkich i na wszystko. Obojętny nie jestem tylko na słodycze, którymi codziennie się objadam ze sporą nadwyżką. Będę wkrótce jak współczesny Amerykanin w spodniach w rozmiarze XXXXL. Wali mnie to. I tak nikt na mnie uwagi nie zwraca (może wówczas będą, jak spasę się jak maciora). 

I śnił mi się ostatnio, i to kilka razy z rzędu, mój Książę i jego błękitne oczęta. Pocałował mnie w policzek i mocno przytulił. Do tej pory czuję zapach jego perfumy. Jak o nim nie myślę za dnia, to sam mi się przypomina w nocy. I tak w kółko. Raz tak, raz tak. Pragnę spojrzeć głęboko w jego oczy i się rozpłynąć jak lód na patyku w upale. Tak mogę. 

piątek, 20 maja 2011

35. O lansach nad lansami czyli o braku wstydu niektórych Polaków

Pisałem niedawno o antymodzie polskiej. Przytoczyłem kilka przykładów z obserwacji "ludziów", mieszkających w moim pięknym miasteczku. Wczoraj jakimś zawiłym trafem zasurfowałem na stronę www.wiocha.pl Zebrane są tam zdjęcia z różnych portali społecznościowych - Nasza Klasa, Facebook, Fotka i in. Sama nazwa tej strony wskazuje, jakiej kategorii są tam fotki - WIOCHA! 
Moje dwie notki o antymodzie się pokryły w pełni z tym, co tam zobaczyłem. Refleksja po obejrzeniu kilkudziesiędziu stron? Część Polaków to kompletne matoły!! Nie mam czasu, by zbyt dużo sie rozpisywać o tym zjawisku, zaznaczę tylko, że ponad 90% zdjęć to godne politowania żałosne dno. Nie rozumiem tego zupełnie - jak można być takim idiotą/idiotką i zrobić z siebie to, co jest na tych zdjęciach i jeszcze wszystkim to pokazywać...
Dla przykładu lans nad lansami (zdjęcie pochodzi z www.wiocha.pl):

Hańba dla rodzaju męskiego!!

34. O końcu świata

Pier***ę wszystko, wali mnie to! Nie będę się uczył do tego pojebanego kolokwium! Przecież i tak w sobotę po południu ma być koniec świata! Wszyscy o tym trąbią! Po co mi egzaminy i te studia, skoro się wszystko skończy? Idę spać! Sam! I nie wstaję aż do momentu spadnięcia komety czy czegoś podobnego. Jak mam już zginąć, to chociaż we własnym łóżku (lub całkiem pod nim). 
PS. A tak poza tym to jestem wkur****y na maxa. Znajomi, którzy się zaoferowali wybrać ze mną do Krakowa na Noc Muzeów, wycofali się prawie w ostatniej chwili. Wszystko zaplanowałem, dopracowałem, zrobiłem mapkę zwiedzania i to na marne! Teraz albo sam będę drałował po krakowskich muzeach, albo zrezygnuję. A miało być tak fajnie... Ch** im w d**y (choć pewnie niektórzy by i tego chcieli...). 

czwartek, 19 maja 2011

33. O złośliwości rzeczy matrwych

Znalazłem fotkę, którą kiedyś tam cyknąłem w pewnym dużym mieście. Zawieruszyła mi się wśród setek innych zdjęć. Była kiedyś potrzebna mi na gwałt, a teraz, kiedy już wstawiłem na jej miejsce coś innego, znalazła się. To się nazywa złośliwość rzeczy martwych.
Zawiozłem dziś cv w jedno miejsce, o którym nawet bym wcześniej nie pomyślał, że tam złożyć miałbym jakieś dokumenty. Nie powiedzieli nic, że mają komplet, oznajmiono mi jedynie, że cv trafi do rąk głównego dyrektora. Padnę na kolana nawet w centrum miasta, gdyby się stamtąd ktoś odezwał i mi coś zaproponował.

Zwiedzanie z uśmiechem. Zdjęcie własne. 
 

wtorek, 17 maja 2011

32. O zmysłowej tapecie na pulpit

Takiej tapety na pulpicie kompa to jeszcze nie miałem! Kliknij na foto, by powiększyć. Który z panów najbardziej zmysłowy?

31. O mądrych słowach

Przygotowując się do ostatniego egzaminu, znalazłem taki oto cytat. Spodobał mi się.

"(...) w życiu pożyteczne jest nade wszystko doskonalenie się wedle możliwości umysłu, czyli rozumu, na tym jednym polega najwyższe szczęście (...) dlatego też ostatecznym celem człowieka, powodującego się najwyższym pożądaniem, za którego pomocą stara się on opanowywać wszystkie inne, jest to, które prowadzi go do pojmowania w sposób adekwatny siebie samego i wszystkich rzeczy mogących być przedmiotem jego poznania rozumowego". 

B. Spinoza, Etyka, tłum. R. Palacz, [w:] Klasycy filozofii.  

niedziela, 15 maja 2011

30. O zagapieniu

Dziś niedziela, a ja, jako grzeczny chłopiec, już o 7.30 byłem poza swoim łóżkiem. Już kiedyś o tym wspominałem, że jak mam wolny dzień i mógłbym pospać dłużej, to ja o świcie już spać nie mogę, a jak mam wstać na rano do pracy, to mam takiego lenia, że szkoda gadać. Nawet nie wiem, jak mógłbym to wytłumaczyć. Ale ma być o zagapieniu, a tak naprawdę o jego serii.
Wczoraj po moim mieście studiów chodziłem całkiem zakręcony i rozkojarzony. Zaglądałem po wszystkich wystawach, zerkałem we wszystkie możliwe kąty, robiłem miny dość dziwne do mijanych ludzi. Czemu? Nie wiem. Ot, tak bez celu chadzałem tu i tam i szukałem wiatru w polu, ba! szukałem siebie samego w tłumach przechodniów, bo co chwilę gubiłem się i nie mogłem znaleźć drogi powrotnej. Jak wspomniałem - zakręciłem się wczoraj gorzej niż chomik w karuzeli.



I tak, spacerując sobie po pięknym mieście, zakręcałem się coraz bardziej i zagapiałem. Na wszystko. Na wszystkich. I oczywiście najpierw zderzyłem się ze szklanymi drzwiami. Poszedł głuchy odgłos, ale to mnie nie obudziło i potem, podziwiając jakąś wystawę, wlazłem na latarnię. Pewna kobieta, idąca z naprzeciwka, uśmiechnęła się i ze dwa razy jeszcze potem odwróciła, kiedy próbowałem zrozumieć, co się stało. A szukałem wówczas pewnej księgarni. To szczegół, że minąłem ją dwa razy... 
Ale to jeszcze nic! Na następnej ulicy wywołałem małą sensację... Idąc sobie samym jej środkiem (wszyscy tak chodzą w centrum, to i ja chciałem spróbować, jak to jest) zagapiłem się na coś, zamyśliłem, pomarzyłem pewnie o niebieskich migdałach i wlazłem wprost pod nadjeżdżającą dorożkę. Wiem, że rozległ się gwizd (chyba dorożkarza), podniosłem głowę i spojrzałem wprost w dwa pyski końskie! Wszyscy dokoła stanęli i patrzyli na mnie jak na wariata , a ja zdołałem wykrztusić tylko "Dzień dobry!", i to do koni, i odszedłem na bok. Zmęczony i zniechęcony udałem się w stronę dworca PKS. Trafiłem nawet do dobrego autobusu i pojechałem w stronę swojego miasta. 
Dziś już ze mną wszystko w porządku. Wszystko jest na swoim miejscu, jedynie do tej pory nie znalazłem dżinsów...

środa, 11 maja 2011

29. O antymodzie polskiej

Od dwóch dni mamy piękne polskie wczesne lato. Ciepło, nawet gorąco, słoneczko, letni podmuch zefiru, błękitne niebo towarzyszą nam od kilkudziesięciu godzin. Na ulicach i chodnikach zagościły skąpe plażowe stroje, a w niektórych wydaniach nawet zbyt skąpe. Na ulicznych wybiegach pojawiła się także tradycyjna już w naszym pięknym kraju antymoda, którą wychwycą nieco czujniejsze oczy estety niż te u pozostałych przeciętnych Polaków, co to nawet potrafią minąć leżącą na chodniku stówkę. Choć to bardzo interesujące zjawisko społeczne jest - pominąć leżący na chodniku banknot, ale za to umieć dostrzec u sąsiada lub koleżanki z pracy niedoprasowaną zmarszczkę na koszuli lub niedopracowany makijaż i zrobić z tego wielkie "halo" i być na topie przez parę godzin w pracy (oczywiście nadarza się okazja do wypicia kilku kaw z rzędu u różnych koleżanek, u których także wyszukuje się w tym czasie jakiś minimalnych braków lub ubytków). 
Spostrzeżenia takie w najlżejszym przypadku mogą przyprawić biednych obserwatorów mody ulicznej o poczucie współczucia i politowania wobec obiektu obserwacji, w nieco cięższych wywołują natomiast palpitacje serducha i rumieńce na policzkach. Ale jako dobrze wychowani i kulturalni ludzie nie zwracamy publicznie uwagi o naruszeniach tradycyjnych, nawet tych całkiem przeciętnych, kanonów mody miejskiej, lecz wyciągamy wnioski dla osobistej sfery elegancji, myśląc przy tym: "Nigdy bym tego nie ubrał! Co za obciach!".
I w niektórych przypadkach myśli takie są uzasadnione. Sam widziałem dziś i wczoraj chłopaków / mężczyzn, którzy chadzali sobie w uskarpetowionych sandałach. Ojej! Nigdy się tego ci ludzie nie nauczą - do sandałów skarpet się nie zakłada! Zwolnione z tego obyczaju mody są jedynie dzieci i osoby starsze (chyba). Obserwowałem dziś takiego jednego "byczka" w mieście - gustowna polówka (taka z wyższej półki sklepowej), takież same spodnie do kolan, na ręku srebrny gruby łańcuch, taki sam na szyi, włosy na żelu, ciemne okulary i do tego wszystkiego białe skarpety i sandałki. Chciał się gość lansować, ale nie w tę stronę poszedł w doborze atutów, które to miały podkreślić jego inteligencję. Szkoda słów. 
PS. Ale się rozpisałem! Idę spać, bo jak się leniłem, to tak dalej się lenię. Nie wiem, co z tego wszystkiego wyjdzie. 

poniedziałek, 9 maja 2011

28. O zwisaniu z drzewa

Tak bardzo się rozleniwiłem, że nawet nie mam ochoty na nową notatkę. Żartuję. Ale źle wpłynęła na mnie tegoroczna wiosna, gdyż popchnęła mnie w stronę nicnierobienia. Ostatnio wstaję późno, wcześnie kładę się spać,a po przyjściu z pracy też najchętniej bym wskakiwał od razu do łóżka i już z niego nie wychodził. Zamieniam się w miejskiego leniwca tudzież w śpiącego naokrągło susła. No, po prostu nie mam na nic ochoty. Nieco przypominam takiego egzotycznego włochatego zwierzaka, zwisającego z drzewa, któremu nawet ciężko sięgnąć łapką po listek. Jestem takim ludzkim leniwcem, brakuje mi jedynie drzewa, z którego mógłbym zwisać... W sobotę miałem oddać pracę zaliczeniową - nie napisałem jej do tej pory, mam też wkrótce egzaminy - jeszcze nie otworzyłem żadnej książki. A czas ucieka jak szalony.


Po ostatnich wariacjach w firmie ze zwolnieniami straciłem zapał do czegokolwiek. Piję wodę, bo muszę, gdybym nie musiał jej pić, pewnie bym jej nie pił. Chyba powinienem stuknąć się w łeb dla opamiętania i rozbudzenia, ale nawet tego nie chce mi się zrobić. Dopadło mnie lenistwo na całego. Nawet teraz - jak wystukuję ten wpis - oczy mi się zamykają i słyszę, jak poducha woła mnie miłym głosikiem. Chyba skorzystam z jej zaproszenia, bo nikt i nic prócz niej nie chce mnie tak bardzo przytulić jak ona sama...

czwartek, 5 maja 2011

27. O heteroseksualistach odtwarzających role homoseksualistów

Od jakiegoś czasu oglądam sporo filmów z tzw. półki branżowej. Nie widziałem ich aż tak zatrważającej ilości, abym w tej kwestii okrzyknął się jakimś znawcą, ale zastanawia mnie jeden fakt - dlaczego w filmach o tematyce LGBT w role homoseksualistów wcielają się w większości heteroseksualiści? Nie wierzę w to, aby branża filmowa, szczególnie amerykańska, cierpiała niedostatki w wyborze aktorów do tak specyficznych ról (i nie mam tu na myśli aktorów porno, bo oni to z całkiem innej bajki). 
Zdaję sobie sprawę z tego, że aktor powinien umieć podjąć każde wyzwanie, ale niekiedy istnieją takie granice psychologiczne, że trudno je pokonać, np. całowanie się dla heteryka z mężczyzną może być obrzydliwe, nie wspominając już o erotycznym dotykaniu jego ciała w miejscach intymnych i chyba żadna kamera nie jest w stanie skryć krępacji aktora. Wyobrażam sobie, że zagranie scen erotycznych dla heteroseksualistów w filmie gejowskim to musi być ogromne wyzwanie i spięcie, nie wliczajmy tu pocałunków i objęć, ale odważne sceny łóżkowe (Shortbus), gdzie, tak mniemam, występują wyłącznie geje. 
Warto przyjrzeć się gejowskim ikonom filmowym, gdzie role, tak nieraz ubóstwianych bohaterów, grają osoby nie mające w rzeczywistości aktywnego kontaktu ze środowiskiem. 

1. "Filadelfia" - klasyk kina gejowskiego z 1993 r., podejmujący ważny temat HIV i tolerancji. W rolach głównych heteroseksualni aktorzy - Tom Hanks i Antonio Banderas. Być może film jest w swej wymowie "lajtowy", to jednak podejmuje ważne kwestie środowiskowe. Warto wspomnieć, że Banderas grał dość odważne role gejowskie we wczesnych filmach Almodovara, gdzie chętnie paradował w samych slipkach i lądował z facetami w łóżkach. 


2. "Tajemnica Brokeback Mountain" -  kolejny klasyk gejowski i wyciskacz łez z roku 2005, podejmujący problem tolerancji i naturalnego instynktu. W rolach głównych heteroseksualni aktorzy - Heath Ledger (nie żyjący już) i Jake Gyllenhaal. Nieco odważniejsze ujęcia męskiej miłości, z naciskiem na tęsknotę, przywiązanie i wieloletnie relacje.


3. "Shelter" -  film z 2007 r. o kameralnej tradycji, nie znany tak szeroko jak poprzednie dwa obrazy. W rolach głównych heteroseksualni aktorzy - Trevor Wright i Brad Rowe. Ujmująca historia odkrywającego siebie Zacka, ukazana na tle jego wewnętrznych konfliktów i poszukiwań akceptacji dla swojej inności. Sceny miłosne pomiędzy chłopakami dość odważne. 


4. "A single man" - z 2009 roku. W sumie kolejny klasyk gejowskiego kina z heteroseksualnymi aktorami - Colin Firth, Matthew Goode, Nicholas Hoult. Film porusza problem tęsknoty i wierności w związku jednopłciowym. Uczucia te nie gasną nawet w momencie śmierci jednego z partnerów, lecz nasilają się i trwają. Film koncentruje się w większości na ukazaniu psychiki głównego bohatera.


 5. "Obywatel Milk" -  z 2008 roku. W roli głównej Sean Penn, aktor heteroseksualny. Głównym problemem filmu jest walka o tolerancję, można powiedzieć nawet, że film jest swoistego rodzaju agitacją na rzecz praw osób homoseksualnych. To film oparty na faktach i ukazuje losy Harvey'a Milka, działacza politycznego walczącego o prawa mniejszości seksualnych pod koniec lat 70. ubiegłego wieku w Ameryce (w roku 1978 Milk został zastrzelony). 


6.  "Shortbus" z 2006 roku. W tym filmie główne role zagrała zdeklarowana para gejów - Paul Dawson i PJ DeBoy (James i James). Film zawiera wiele odważnych scen erotycznych i ukazuje świat społeczności LGBT, spotykający się w ekskluzywnym nowojorskim klubie Shortbus. Dwóch bohaterów drugoplanowych - Ceth i Caleb - w tych rolach Jay Brannan i Peter Stickles, także są prywatnie zdeklarowanymi gejami (cała afera wybuchła właśnie po premierze filmu).

Na dole James i James, na górze - zamyślony to Caleb, uśmiechnięty to Ceth.
7. "Czas, który pozostał" - film z roku 2005. Melvil Poupaud, francuski aktor, który wcielił się w rolę Reme'go. Niestety nie wiem, czy aktor jest homoseksualny (ma córkę, więc chyba nie jest), ale film wzruszający i przejmujący. Opowiada historię młodego fotografa, który próbuje zaakceptować fakt, iż zostało mu ok. 3 miesięcy życia.


8. "Monster" - z 2003 roku. Bohaterkami są tu lesbijki, w które wcieliły się -  Charlize Theron i Christina Ricci, prywatnie osoby heteroseksualne. Oparta na autentycznych wydarzeniach historia życia seryjnej morderczyni – Aileen Wuornos. Akcja rozpoczyna się spotkaniem prostytutki Aileen i młodej lesbijki Selby, która niemalże od razu okazuje Aileen swoją sympatię. Powoli znajomość kobiet zmienia się w romans.


Zdaję sobie sprawę, iż nie wyczerpałem tematu, gdyż filmów o tematyce LGBT jest mnóstwo. Odwołałem się jedynie do obrazów mi znanych, a i tak informacje przedstawione przeze mnie nie są pełne. Zestawieniem tym chciałbym podkreślić to, iż większość ról w filmach branżowych nie jest odgrywanych przez osoby należace do środowiska LGBT. Ciekawe to zjawisko, choć nie ukrywam, że niektóre aktorskie kreacje porywają widza swą aurą autentyczności i sprawiają wrażenie prawdziwości odczuć bohaterów. Szkoda że tylko sprawiają wrażenie...   

środa, 4 maja 2011

26. O klubie zwanym "Shortbus"

Już jakiś czas temu miałem napisać kilka słów o ostatnim obejrzanym filmie branżowym, ale podziało się w moim życiu trochę inaczej niż bym się tego spodziewał, dlatego też odkładałem to na czas późniejszy czyli w sumie do chwili obecnej. 


Tak więc zobaczyłem film pt.: Shortbus.  Muszę przyznać, że trochę dziwny to film. Na pewno nie tak spokojny i stonowany jak wspomniane obrazy we wpisach poprzednich, bo to film nieco kontrowersyjny, obrazoburczy, wywołujący wypieki na policzkach, ale i napędzajcy refleksje na temat życiowych potrzeb różnych typów ludzi, udających na co dzień przed znajomymi twardzieli, a tak naprawdę borykających się z problemami, odrzuceniem i depresją. Można wysnuć wniosek, że powodem tej depresji i zagubienia jest pęd cywilizacji ku nowoczesności, technologizacja i specjalizacja społeczeństwa i trud człowieka w niemożności sprostania wciąż rosnącym wymogom. Dochodzi do tego odrzucenie przez innych, co wywołuje narastanie problemów z samym sobą i depresję, która prowadzi do samobójstwa.


Właśnie z taką depresją walczy bohater filmu, James. Mieszka on ze swoim partnerem, Jamesem, starają się spędzać ze sobą dużo czasu, są częstymi bywalcami sławnego klubu, zwanego Shortbus. Ich związek przeżywa kryzys związany z depresją Jamiego. Klub jest miejscem spotykania się ludzi o różnorodnych potrzebach i upodobaniach - gejów, lesbijek, heteryków, biseksów, transów, fanów s/m, etc., etc., etc. Można w nim swobodnie porozmawiać w grupie sobie podobnych, napić się, czy uprawiać seks z kim popadnie w specjalnym pokoju orgii. Do miejsca tego trafia za sprawą Jamesa i Jamesa ich terapeutka, seksuolożka Sophia, która nigdy nie przeżyła orgazmu, co sprawiło, że popadła w odrętwienie i nie może powiedzieć o tym swojemu mężowi, gdyż nie chce go urazić. Kobieta szuka tu jakiegoś lekarstwa lub sugestii, aby usatysfakcjonować swoje zatracone w nieudanym pożyciu ego. Bywalcami klubu są także Ceth, młody muzyk i Caleb, który w związku Jamesa i Jamesa widzi ikonę gejowskiej równowagi (codziennie podgląda ich przez lunetę ze swojego mieszkania). Spokój Caleba zostaje zburzony, gdy Jamesowie zapraszają do siebie Cetha i dochodzi pomiędzy trzema chłopakami do miłosnych igraszek, a także wówczas gdy ratuje jednego z Jamesów z próby samobójczej. Wówczas dochodzi pomiędzy uratowanym chłopakiem a Calebem do spółkowania i dzięki temu James docenia miłość swojego Jamesa. Mężczyźni wracają do siebie i stopniowo powraca do nich harmonia, a Caleb zaczyna spotykać się Cethem. Historia dobrze kończy sie także dla Sophie. Zapoznaje się ona z miłą parą biseksualną i zaczyna się z nimi spotykać i osiąga wkrótce upragniony pierwszy orgazm. Film kończy się quasi maskaradą i śpiewanym przez wszystkich hymnem na cześć alternatywnego stylu życia. 


Film chyba nie dla każdego, ale warto go zobaczyć. Sam jeszcze się do niego nie przekonałem, trzeba mi na spokojnie go obejrzeć i przeanalizować. Dużo w nim seksu, scen masturbacji, golizny i perwersji, ale i nie traci na humorze, gdyż jest kilka scen, które i u mnie wywołały uśmiech - np. śpiewanie hymnu amerykańskiego do "żywych męskich mikrofonów" czy wibrator w kształcie pisanki wewnątrz Sophie, do którego jej mąż zgubił pilota, a który w tym czasie wpadł w niepowołane ręce... Film całkiem ciekawy.

niedziela, 1 maja 2011

25. O strachu przed tym, co mnie wkrótce czeka

Tak, boję się tego. Dziś sobie to uświadomiłem w pełni. Łażę po domu i obijam się o ściany, nie umiem sobie miejsca znaleźć. Nie potrafię się na niczym skoncentrować. Zabrałem się za stos papierów do pracy, lecz odłożyłem pióro i się zamyśliłem. Nie wymyśliłem nic konkretnego. Deszcz za oknem siąpi, w mojej głowie także deszcz, taki nieco inny, ale jednak leje i ściska mnie, mocno mnie ściska w gardle i ciąży w piersiach. 


Wiem, że zmiany w życiu człowieka są potrzebne. To tak jak ze zmianą wody w akwarium - porcja świeżej przezroczystej wody, pełnej tlenu i nowych możliwości napawa złotą rybkę radością. W łepetynie ciągle huczą mi hasła: przeprowadzka, nowa praca, nowe miasto, nowi ludzie, nowe wyzwania. Czy im podołam? I tego właśnie boję się najbardziej, pomimo że miasto, do którego się prawdopodobnie przeprowadzę wkrótce, znam, ale jednak świadomość samego faktu mnie przygniata i jeszcze to, że kawał mojego życia w aktualnym mieście (10 lat) pryśnie jak bańka mydlana. Nie zniknie całkowicie, lecz przybierze formę wspomnień i nabierze znaczenia przeszłego. Wszystko zostanie tu za mną, to tak jakby przeciąć nożycami wstążkę na pół i jedna część spada na podłogę, druga zaś wisi w powietrzu.  
Czekają mnie zmiany, i to ogromne. Wiem, że na pewno nie znajdę pracy w swoim zawodzie, choć będę się o to starał. Zastanawia mnie, czy znajdę odpowiednie mieszkanie, na pewno nie studenckie, choć jeśli by było spokojnie, to może być i takie. Pamiętam, jak 10 lat temu (minęło to niesamowicie szybko!), przybyłem do aktualnego miasta. Wszystko było takie nowe - akademik, uczelnia, duże miasto, tylu nowych ludzi i miejsc, potem praca, mieszkanie, znajomi. Teraz dopiero dostrzegam, jak wszystko zostało z tyłu - wiekszość przeminęła, ludzie odeszli w swoje strony, zostałem ja i zdobyte doświadczenie. Tak, po tym wszystkim zostało mi tylko doświadczenie i pamięć pełna dobrych i złych chwil. A teraz czeka mnie coś podobnego - trzeba odejść w inne miejsce. Wtedy było całkiem inaczej - jechałem w nieznane pełen ciekawości i po to, by się czegoś nauczyć nie tylko od życia, a teraz się boję tych zmian. Jakieś doświadczenie posiadam, ale boję się, że jest ono niewystarczające. Nie chciałbym się poddać i dlatego tak się boję, boję się, że mogę nie poradzić sobie, bo będę mógł liczyć wyłącznie na siebie samego. 
Biję się z myślami od kilku dni i nadal stoję na ringu bez zawiązanych rękawic...