poniedziałek, 21 lutego 2011

157. Cieszcie się i radujcie się

Ogłaszam wszem i wobec, że radować się możecie!
Skaczcie do góry jak kangury,
pijcie szampana, lejcie się winem!
Balony dmuchajcie i w niebo je puszczajcie! 
Łamcie się opłatkiem i życzenia se składajcie
Kamień z serc spadnie i ulży duszy zastraszenie,
by nigdy więcej koszmary nie nękały wszych oczętów zamknienie!
Cieszcie się i radujcie!  
21. 02. 2011. R.I.P. Adalmerko 

Za prawdę, dla wielu tak niewygodną! 



3. O zakochaniu się

Zakochałem się dziś rano w kierowcy autobusu. 
To jego spojrzenie przy zakupie biletu powaliło mnie na kolana...
Szkoda że nigdy więcej go nie ujrzę...

niedziela, 20 lutego 2011

2. O filmów sztuce oglądania

Zamiast czytać książkę, załączyłem filmy on line. Obejrzałem z mamą dwa pod rząd.

Najpierw Diabła z ubiegłego roku. Nie był on aż tak przerażający jak na horror o diabłach przystało, ale za to trzymający w napięciu. Nie chciałbym zdradzać fabuły, bo zepsułbym komuś całą frajdę oglądania, gdyby się ktoś na niego kiedyś zdecydował, ale co nieco wspomnę. Otóż do windy w ogromnym biurowcu wsiada 5 osób. Każdy ma jakąś sprawę do załatwienia. Nagle winda zatrzymuje się pomiędzy piętrami, gaśnie światło i zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Młoda kobieta zostaje w niewyjaśniony sposób ugryziona przez coś (kogoś?), potem znów gaśnie światło i jeden z mężczyzn leży martwy na podłodze z wbitym ostrzem z lustra w szyi. Wszyscy zaczynają się podejrzewać, sytuacja z minuty na minutę się napina, a wszystkie zdarzenia w monitorze widzą strażnicy (w windzie jest kamera), gdy nagle na ekranie ukazuje się im ogromna zniekształcona twarz diabła...
Drugim obejrzanym filmem był znany mi już Pogrzebany z Ryanem Reynoldsem, też z ubiegłego roku. Mama ciągle się pytała: "Czy on przeżyje? No powiedz mi!" Dawno już nie widziałem, aby tak uważnie i emocjonalnie oglądała jakiś film. Akcja tego filmu toczy się w skrzyni (trumnie) i poza nią nie wychodzi. Młody kierowca zostaje żywcem zakopany przez terrorystów na pustyni w Iraku. Ma przy sobie zapalniczkę, pałeczki fluorescencyjne, latarkę i komórkę. Nikt nie może mu pomóc, bo nikt nie wie, gdzie go zakopano. Ciągle dzwoni i szuka pomocy, bezskutecznie. W pewnym momencie dzwoni do niego sam terrorysta i każe mu nakręcić film o porwaniu, a potem żąda od niego, że wypuści go, gdy poleje się krew. Czyja? Nie zdradzę!


A wczoraj wieczorem oglądaliśmy dwa filmy w telewizji. Pierwszy to typowy wyciskacz łez Dom nad jeziorem z Sandrą Bullock i Keanu Reeves'em. Chyba nieuważnie go oglądałem, gdyż nie zrozumiałem motywu wymiany listów pomiędzy bohaterami, to jakiś element realizmu magicznego z odniesieniem do przeznaczenia. A drugi film to Zejście, gdzie kilka dziewczyn zgubiło się w jaskiniach. Straszny! 

Naoglądałem się tyle filmów co jeszcze nigdy, wystarczy mi na cały tydzień, bo u siebie niestety nie mam możliwości obejrzenia czegokolwiek on line. 
A dziś czeka nas jeszcze uczta kinomanów: po 22.00 emitują Ostatniego Mohikanina. Wspaniały film, ilekroć go oglądam, zaciskam pięści z emocji i trzepie mną febra, gdy Alice rzuca się ze skały, i ta wspaniała muzyka! Coś niesamowitego!

1. Na początek o... bocianach i wyczekiwaniu na wiosnę

Na początku było słowo... Chyba coś pochrzaniłem... Lepiej będzie - na początku była myśl. Całkiem ulotna i eteryczna. Potem się zmaterializowała w postaci tej oto strony. Niebieskopodobnej, gdyż w sumie nie wiem jeszcze, jak potoczą się jej dalsze wizualne losy. 
Czemu kolor niebieski? Przywołuje przestrzeń nieba i bezkres oceanu. I w tym i w tym można się zatopić. Czyli zanurzyć się w myślach, marzeniach i lenistwie, można chodzić z głową w chmurach i marzyć o niebieskich migdałach. Dlatego właśnie wybrałem ten kolor. 
Lecz na dzień dzisiejszy błękitu nie doświadczysz. Niebo zasnute szarymi chmurami i nic nie wróży szybkiego powrotu ładnej pogody. Mogłaby się ta zima już skończyć. Jeszcze do wiosny kilka tygodni, czyli bliżej do niej niż dalej. W telewizji mówiono, że już za 3 tygodnie mają przylecieć pierwsze bociany. Żeby ten czas minął szybko i bezboleśnie. 
Jest niedziela. Trzeba by było się na jaki spacer wybrać, jednak ten ziąb mnie odstrasza. Chyba zawinę się w koc i poczytam coś lekkiego.  

piątek, 18 lutego 2011

156. Słodycze, słodycze i alkohol

Już nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio wtryniłem tyle słodyczy co w tym tygodniu. Co chwilę pałaszuję coś słodkiego - czekolada, batonik, delicje, wafelki, cukierki, kremówki i ciastka tortowe. A wybieram wszystkie te, które zawierają alkohol w jakiejkolwiek postaci - czy to nadzienia czy też nasączenia. A żeby było lepiej i przyjemniej piję sobie drinka do lusterka, zaglądam na Szpilki na Giewoncie (czemu tak późno emitują ten serial?), a mój towarzysz odwzajemnia się za każdym razem. Zwykła reakcja na stres.


Spróbuję się trochę przespać, mam z tym problem od kilku dni. Dla odprężenia idę jutro (w sumie dziś) do teatru. Grają Kafkę i nie można tego przegapić. 

środa, 16 lutego 2011

155. Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one... a jak nie to wypierdalaj!



Lepszej parafrazy polskiego przysłowia chyba nie da się ułożyć, tak aby pasowało do zaistniałej sytuacji. 

Przypomniała mi się korespondencja z pewnym gościem na pomarańczowej stronie, kiedy miałem tam konto. Napisał z wielkim wyrzutem i prawie że pretensjami: "A gdzie masz rozbierane fotki? Wszyscy moi znajomi takie mają." Odpisałem mu: "Ale ja nie jestem Twoim znajomym." Zbluzgał mnie, wyzwał od najgorszych i wyśmiał. 
Tu, na blogu, stało się to samo, gdyż bardziej popularny i poczytny jest ten, kto ma pełno rozbieranych zdjęć i ciągle rozpisuje się o erotycznych doznaniach. Skąd taki wniosek? W tej dzikiej awanturze o kilka słów prawdy praktycznie wszyscy rzucili się na mnie z kijami. Jak komuś powiedziałem - wsadziłem kij do mrowiska. 

Zastanawia mnie brak obiektywizmu blogerów i brak czytania ze zrozumieniem. Pomimo wielu moich sygnałów, że mój komentarz, przytoczony przez Pana Yomosę, jest niekompletny - została wycięta z niego część słów i tym samym zmienił swoje znaczenie! Gdzie jest reszta tego komentarza?? A samo pomówienie o anonimowe komentarze jest fałszywe, bo nigdy nie wpisywałem się na stronie tego Pana (zaglądać zaglądałem, ale się nie wpisywałem). A poza tym odpowiedź tego Pana rozminęła się z treścią tego, co do niego napisałem. Próbowałem zrozumieć, o co chodzi, ale nie wiem. 

Dość!

Chciałem utrzymać tę stronę, dlatego też odblokowałem ją, ale chyba niepotrzebnie, bo gdy tylko strona okazała się dostępna, poleciały kamienie. Jakiś troglodyta (bo inaczej nie można o nim powiedzieć) proponuje seks zbiorowy jako terapię, i wiele innych. Napiszę tak - chciałbyś! 
Zdecyduję, co zrobię ze stroną, teraz już na poważnie, a jeśli ją zostawię, to dostęp do niej będą mieli tylko zainteresowani (nie wiem, czy aby wejść na stronę, w przypadku ograniczenia do niej dostępu, trzeba mieć konto na blogspocie). 
Jeszcze nie wiem, co zrobię.  
Jakby co, e-mail jest widoczny na stronie.
PS. Wpadło mi to głowy już po publikacji wpisu - czemu ja potrafię przyznać się do błędu, a inni idą w zaparte i nawet dochodzi do rękoczynów z ich strony w obronie kłamstwa? 

wtorek, 15 lutego 2011

154. I nawet zza ciemnych chmur wyjdzie w końcu słońce


"Życie jest bardzo piękne!" - właśnie słowami Katarzyny Howard chciałbym rozpocząć ten wpis. Jest piękne jeszcze bardziej, gdy się ma rację i gdy pewne fakty wzmacniają poczucie własnej pewności i siły. Tak, cała ta dzika awantura nauczyła mnie jednego - ufać wyłącznie samemu sobie i działać w imię prawdy i honoru, nawet jeśli miałoby się życie utracić za obronę własnego zdania. Postawa Katarzyny jest dla mnie pewnym wzorem  - pomimo poważnych błędów, które popełniła, z dostojeństwem i honorem oddała życie katowi i przed śmiercią wyznała: "Umieram jako królowa, choć kochałam Culpepera i wolałabym być jego żoną."  
Kto potrafi czytać ze zrozumieniem, odwołanie rozszyfruje bez problemu.

Pomimo wielu sygnałów niechęci i wzgardy nie zamknę bloga. Zbyt dużo pracy mnie on kosztował, zbyt dużo czasu dla niego poświęciłem. I nie zamknę go jeszcze z jednego powodu - dla tej garstki osób, które lubiły do mnie zaglądać. Zostanę właśnie na złość tym, którzy obrzucili mnie błotem i pokażę, że pomimo wielu nieuzasadnionych ataków nie zniżę się do ich poziomu. 

Wielkim atutem tej awantury okazało się także to, kto tak naprawdę jest przyjacielem a kto wrogiem. Spośród wielu osób, które kiedyś tam deklarowały, że jak zajdzie jakaś potrzeba, to mogę się do nich zwrócić, nie odezwał się nikt. Nawet nie przyszedł krótki sms czy e-mail: "Wojtek, co się dzieje?" Każdy umył ręce, wziął głęboki oddech i czekał, aż minie burza, by swobodnie potem napisać, że dobrze już, że się to skończyło. Odezwała się tylko Agol, za co ją niezmiernie szanuję. 

Nie chcę pisać o innych swoich odczuciach, bo znów moje słowa zostaną odebrane nie tak, jak powinny zostać odebrane, ale swoje wiem. Wcale nie czuję się jakimś prowokatorem czy burzycielem, bo nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, a że kilka słów prawdy potrafi wzniecić już nie burzę, ale huragan w szklance wody, to już nie moja wina. 

Czuję się wolny. Czuję się spokojny. I od dziś nigdy już nie podkulę ogona pod siebie, tak jak do tej pory odchodziłem jak zbity pies, by się nie kłócić, by się nie denerwować. 
Chce mnie ktoś bić po twarzy? Proszę pamiętać, że tym razem oddam! I to mocno! 

poniedziałek, 14 lutego 2011

153. Obrażalscy

Zastanawiają mnie te wszystkie reakcje w blogosferze i dziwią zarazem, że niektórzy nie potrafią przyjąć do siebie słów krytyki, lecz od razu reagują w sposób agresywny i się obrażają. 
No cóż, jak napisałem wcześniej - prawda w oko kole i jest niewygodna dla tego, kogo dotyka! 
Pomimo takiej reakcji nie odwołuję swojego zdania, ale dzięki tym wpisom i właśnie takim reakcjom "poznałem" i "wyczułem", co sobą reprezentują niektóre osoby. Jest to przykre, ale zarazem i prawdziwe. 
Każdy dba tylko i wyłącznie o siebie. Wszystko jest dobrze, gdy padają słodkie i miłe słówka aprobaty, ale gdy zjawi się jakaś krytyka, od razu jest obraza i agresja.
Nie musicie mnie wykluczać z grona blogowiczów, zrobię to sam i wtedy będziecie mogli pisać, o czym tylko będzie się Wam podobało, możecie się nawet kąpać w tak bronionej przez siebie obłudzie i hipokryzji. Już nic mi do tego. 
Ogólnie się nie dziwię, że środowisko branżowe jest postrzegane tak, jak jest postrzegane w społeczeństwie i że na każdym kroku słychać opinie pogardy wobec nas, skoro w samym środowisku gej gejowi wilkiem. 
Myślałem, że mam tu do czynienia z dojrzałymi ludźmi, którzy potrafią rozmawiać i dyskutować. Pomyliłem się. 
Nikomu się już nie będę narzucał.
Do widzenia i powodzenia życzę wszystkim - tym, co mnie znienawidzili i tym, co zaakceptowali.
Adalmerko 
PS. Blog otwarty będzie do północy.

152. A to z okazji dnia czegoś tam lub kogoś tam

niedziela, 13 lutego 2011

151. Bez wrzucania do jednego wora... A może jednak?

Zamieszczając tekst o obłudzie i hipokryzji odnosiłem się do ogółu zjawiska i podjąłem jedynie polemikę z innymi tekstami na blogach i komentarzami pod nimi. Nie moja wina, że niektórzy wzięli wpis bardzo do siebie. Widocznie osoby te stwierdziły, że napisałem o nich i uniosły się honorem, usuwając od razu się z okienka "Obserwatorzy". Chyba jest coś na rzeczy, skoro padły z ich strony tak radykalne posunięcia...
Ktoś zarzucił mi zagmatwanie tekstu, wobec czego nie zrozumiał go. Krótko wyjaśnię i ponownie się odniosę do problemu na konkretnych przykładach.
Na jednym z blogów pojawiła się krytyka przystojnych chłopaków/mężczyzn. Stwierdzono odważnie, iż są to najczęściej puści egoiści, zapatrzeni w siebie i można jedynie na nich oko zawiesić, bo do niczego innego się nie nadają, a tym bardziej do związku, i najczęściej mają pusto w głowach. Według osób, które podjęły się wypowiedzi na ten temat, zagościła opinia, że w związkach realizują się ludzie przeciętni i z jakimiś tam wadami, a do stworzenia głębszych relacji potrzebna jest iskra, jakiś impuls, że trzeba mieć "to coś". OK, do tej pory się zgadzam, ale jest jeden problem, który wyłania z siebie serię innych problemów, a w ten sposób zatacza się koło i zaczyna się totalne gejowskie bagno.
Do czego zmierzam? Bardzo łatwo jest komuś (lub ogólnie) napisać, że wady nie stwarzają problemu, są do zaakceptowania, że nie przeszkadza ruda czupryna, nadwaga, zalotka, pryszcz, zez, jąkanie, etc., etc., etc. Ale już gorzej w realizacji swoich słów, a nie daj Boże obietnic (sic!), w rzeczywistości, bowiem tu pojawiają się już schody. I tu właśnie odkrywa się cała hipokryzja i obłuda świata gejowskiego! Większość gejów szuka książąt z bajki, modeli z okładek (właśnie tych krytykowanych wcześniej pustaków), a do tego dobrze by było, gdyby mieli gruby portfel. Tacy przeciętniacy są niszczeni na samym starcie i zgniatani obcasem bez mrugnięcia okiem niczym obrzydliwy robal. 
I to jest właśnie to, co wkurzyło mnie najmocniej - większość gejów jest dobra w gadaniu i pisaniu, a ich słowa nie mają żadnego znaczenia dla czynów realnych. 
Sam jestem człowiekiem bardzo przeciętnym, takim z najniższej półki atrakcyjności fizycznej i intelektualnej, nikt nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi (co bardzo mnie cieszy) i wiem, jak to jest, gdy ktoś najpierw mówi, że wszystko jest świetnie, że nie przeszkadza mu to i tamto, że ma ochotę tylko pogadać i się przespacerować, a potem na przywitanie rzuca słowa: rzygać mi się chce na twój widok.

A co do kwestii zamieszczania roznegliżowanych zdjęć - napiszę tylko tak: żałosne i brak szacunku dla tej drugiej strony związku, bo pod (lub nad) słowami miłości do tej osoby zamieszczane są zdjęcia penisów lub gołych tyłków z internetu (a tak nawiasem mówiąc - czy miłość potrzebuje takiego ordynarnego afiszowania się w internecie?, moim zdaniem powinno to być ciche i skryte uczucie, a nie coś na pokaz). 

Koniec, i więcej nie poruszę tego tematu.  

sobota, 12 lutego 2011

150. Pedalska obłuda

Jak mawia moja mama: "Sam świata nie zbawisz, a tylko nerwicy się nabawisz!". Ma rację, wiem o tym. Ale nie mogę czytać takich bzdur, które ostatnio w świecie blogowym się pojawiły. Po prostu szlag mnie trafia! A tych, którzy podobne rzeczy wypisują lub zdjęcia penisów i gołych tyłków zamieszczają, będąc tym samym w jakimś związku, chłostałbym i octem lał! Hipokryzja i obłuda! Nie piję tutaj do singli tylko do tych wszystkich, którzy jakieś tam związki tworzą. 
Właśnie, są w związkach, ale ich strony ociekają seksem, golizną, perwersją i gdyby tylko mogli, to by wszystkim po kolei do łóżek wskakiwali. To mają być związki? Niedobrze mi się robi, jak wyobrażę sobie relacje w takim związku, gdzie jedna strona fascynuje się internetową golizną, a potem do swojego *męża* puste słowa miłości kieruje. Bleee...
Niektórzy takie bzdury wypisują, że głowa boli! Krytykujecie chłopaków nieprzeciętnie ładnych, bo według Was są puści i pyszni i że są tylko po to, aby oko na nich zawiesić. Piszecie o wartości ludzi przeciętnych, że są ciekawi, interesujący, pociągający w jakiś sposób. Co za bzdura! W pierwszej kolejności byście takiego przeciętniaka rozdeptali butem na ulicy, a nie zwrócili na niego uwagę!
O jakich Wy impulsach piszecie? Jakie "coś" macie na myśli? Zastanówcie się! Chyba że chodzi Wam o impuls w spodniach, drygnięcie pewnego mięśnia... To może i tak, ale na pewno nie jest to impuls uczuć. Wypowiadacie się na tematy, których nie rozumiecie i nie ogarniacie. Miłość to dla większości puste słowo, najczęściej rzucane na wiatr, została ona sprowadzona do fizycznego aktu łóżkowego <(jaki luksus - łóżko!, a nie piwnica, zaplecze magazynu, czy też kabina w najbliższej galerii handlowej)> (do tego jednorazowego, dziesięciominutowego, ba!, tak przecież jest najlepiej). Dla większości gejów miłość wygląda tak: w poniedziałek blondynek, we wtorek brunecik, w środę szatynek, w czwartek rudzielec, i tak w kółko. To jest wymiar miłości dla gejów! I gdzie tu ten impuls, co? Brawo! Gratulacje! Uznanie i szacun dla wyczucia impulsu miłości!
Nie zdziwi mnie fakt, iż niektórzy skasują mnie ze swoich linków lub napiętnują i wyśmieją. Nie rusza mnie to. Skoro niektórzy potrafią wyśmiewać się ze mnie za moje poglądy i moją wierność, to ja mogę napiętnować ich hipokryzję i obłudę, ale czego ja się mogę spodziewać - prawda w oko kole i zawsze jest niewygodna. Nihil novi sub sole! 
A jeśli napisałem nieprawdę, proszę mnie pierwszego na suchej gałęzi powiesić! Na złość Wam jeszcze sam sobie pętlę na szyję zarzucę. Nie boję się! A prawdy i honoru się nie wyrzeknę!   
Dobrej nocy życzę! 

piątek, 11 lutego 2011

149. Nie boję się swoich uczuć


Nie boję się swoich uczuć, gdyż wiem, że są stałe i niezmienne, 
ale prawda o nich wygląda z drugiej strony nieco inaczej:


czwartek, 10 lutego 2011

148. A może na imprezę?

Jutro ma u nas występ Shaun Baker! 
Kurcze, brakuje mi tych wszystkich imprez. Piwa, głośnego techno, house'u i progressivu i szaleństw przy barierkach. Mam jutro całodniowy maraton i nie wiem, czy będę w stanie jeszcze pójść na imprezę. Gorzej jest, bo w tę sobotę też pracuję i dupa zbita. Pewnie decyzję podejmę w ostatniej chwili. 


A może ktoś pójdzie ze mną? 

147. Mistrz autokrytyki

Tak, tak, chodzi o mnie. Od rana chodzę po domu i klnę się, ile tylko można. 
Wybrałem się wczoraj do księgarni i natrafiłem na obniżkę cen. Wygrzebałem ze stosu pewien bestseller - Templariuszy Javiera Sierry. Najpierw łaziłem z książką pod pachą, a potem odłożyłem ją na półkę z przeświadczeniem, że kupię ją dziś. Poszedłem dziś po nią. I co się okazało?? Ktoś tę książkę kupił, a drugiej nie ma! Co za idiota ze mnie! Już kilka razy mi się coś podobnego zdarzyło i nie umiem się nauczyć, że znalezioną książkę, i to jeszcze taką, na której mi zależy, od razu się kupuje, bez względu na okoliczności. W ubiegłym tygodniu ktoś w podobny sposób zakosił mi z półki Dom duchów Isabel Allende (na podstawie tej książki powstał fantastyczny i niesamowity film pt. Dom Dusz z Meryl Streep, Antonio Banderasem, Glenn Close, Jeremy Ironse, Winoną Ryder, Vanessą Redgrave). Mam ten film na płycie i dość często go załączam, może ze względu na muzykę, która bije inne soundtracki na łeb, no może nie równa się jedynie z podkładem muzycznym do Ostatniego Mohikanina z Danielem Day Lewisem (też mam ten film). 


Z innych beczek. 
Przysłuchiwałem się dziś dialogowi w pewnym polskim serialu (jak nigdy załączyłem telewizor i zaglądałem na ogłupiający serial, nie wiedząc nawet, o co w nim chodzi). Rozmawiano o samotności, przeszłości, wybaczeniu, pragnieniach. Stwierdziłem, że mają rację te postacie i pomyślałem sobie, że nie chciałbym być w przyszłości sam. Ale, niestety, sam muru głową nie przebiję, a mój upór i zaparcie z dnia na dzień się nasilają. Jak to ładnie powiedziała mi Agol: "Zaparłeś się na całego". Tak, zaparłem się i wiem, że robię źle, ale czuję, że tak powinienem. Nastąpił konflikt rozumu i uczuć. Wolę być roztropnym niż potem mieć wyrzuty sumienia, że postąpiłem źle. Taki już mój los, tak musi być. 


Uczelnia zamieściła na stronie plan zajęć na drugi semestr. O, matko! Praktycznie wszystkie zajęcia będą z profesorami pierwszej klasy, nawet jeden przedmiot z dziekanem będzie. Jak wspomniałem wcześniej - zapasy w kisielu się skończyły i zaczną się kierunkowe przedmioty, czyli wszystkie te, które będą na egzaminie końcowym i z których dostaniemy uprawnienia. Mam nadzieję, że dam radę, bo w tym samym czasie ruszy też drugi kierunek...

Aktualnie rozczytuję się w Kodzie Leonarda da Vinci. Zamiast poprawiać dyktanda i wypracowania, przeczytałem wczoraj połowę książki. Film nawet mi się podobał, a książka zawiera wiele więcej szczegółów, które są dla mnie pieszczotą (pasjonuję się od lat historią krucjat, średniowieczem, historią sztuki, a szczególnie dziełami mistrza Leonarda). Szkoda tylko, że pierwsza akcja (morderstwo w Luwrze) rozciąga się aż na 20 rozdziałów i jest tak mało opisów jego dzieł. 


Napisałem dziś drugą część Historii drewnianego chłopca, ale że pierwsza nie przypadła nikomu do gustu, skasowałem ją... Chyba nie potrafię już pisać jak dawniej. 


Aaaa, jeszcze jedno. Czy tylko ja mam takie wrażenie, że czas ucieka jak szalony??

niedziela, 6 lutego 2011

145. Misz - masz i piżamowe party

1. Po wczorajszych spotkaniach trzeciego i czwartego stopnia wylądowałem swoim statkiem kosmicznym na planecie zwanej semestr drugi. Na razie czeka mnie okres przystosowania termicznego i akceptacja świadomościowa tego, że przebrnąłem dwie rzeki Heraklita i wyszedłem z czeluści Hadesu (nawet Cerber zbyt głośno nie warczał). Ale tak na serio ten semestr to były typowe zapasy w kisielu, prawdziwe gwiezdne wojny zaczną się 26 lutego.
2. Mam dziś dzień piżamowy. Wyskoczyłem z nich jedynie na chwilkę, by udać się na małe zakupy. Nakupiłem słodyczy. Naszykowałem już swój fotel, połączyłem specjalistycznym kablem laptopa z wieżą, pod ręką mam puchaty koc, poduchy, kubek kawy, wiaderko lodów i załączę za chwilkę jakiś film. 
3. Zauważyłem, że pomarańczowa strona wywaliła mój profil na stronę główną, bo w jednym czasie zalogowało się na nim ponad 30 osób z całego kraju. Dziwię się nieraz głupocie użytkowników całego portalu. Napisałem tam wyraźnie, że się nie spotykam, a oni ciągle proponują łóżkowe spotkania. Pytam jednego: "Dlaczego dodałeś mój profil do ulubionych?" Odpowiada: "Masz zajebiste zdjęcia i pewnie jesteś super w łóżku! Spotkaj się ze mną!" Szkoda gadać...
4. Chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy wyrazili słowa i gesty aprobaty na moim fejsie. Dobrze, że jesteście! I jeszcze gorące podziękowania dla Agol za wczorajszą pogawędkę i spacer po mieście. Następnym razem pójdziemy nad Wisłę ptaszyska, ptaszory i ptaśki pokarmić bułkami, ok?
5. A teraz zabieram się za film. Jest ktoś chętny dołączyć? Picie i zagrycha są!

144. Mon Liz

Notatka znaleziona na Gejowie: 

"Włoski naukowiec ogłosił, że najbardziej znany obraz Leonarda da Vinci - "Mona Lisa", nie przedstawia kobiety, ale młodego chłopca. Według tej hipotezy, do dzieła pozował Gian Giacomo Caprotti, który był asystentem, kochankiem malarza i towarzyszem jego życia przez trzydzieści lat.
Pochodzący z biednej rodziny Gian Giacomo Caprotti, jako 10-letni chłopiec trafił pod opiekę Leonarda da Vinci, by zgłębiać tajniki malarstwa. Szybko stał się jego ulubionym pupilem. Mistrz nie pozostał obojętny na piękno złocistych loków i urok dorastającego młodzieńca. Giacomo stał się jego asystentem i kochankiem, po jego śmierci także spadkobiercą.
Da Vinci bardziej był zachwycony jego urodą niż zdolnościami malarskimi, dlatego chętnie wykorzystywał go jako modela do swoich szkiców, mających często charakter erotyczny. 
Jak ogłosił Silvano Vinceti, prezes Włoskiego Komitetu Dziedzictwa Narodowego, wiele postaci z obrazów mistrza bazuje na szczupłym, zniewieściałym młodzieńcu z długimi włosami.
- Da Vinci nazywał go wcielonym aniołem i zafascynowany nim zrobił z niego ulubionego modela. Porównałem detale obrazu z innymi dziełami, do których modelem był właśnie Caprotti i okazało się, że występują bardzo duże podobieństwa pomiędzy postacią Mona Lisy a nim. Szczególnie zwróciły moją uwagę usta i nos przedstawione w bardzo charakterystyczny sposób - powiedział "Daily Telegraph" Silvano Vinceti."

Chyba niektórym się już w głowach poprzewracało! To, że mistrz Leonardo był homoseksualistą, wiadome jest wszystkim, ale że na powyższym portrecie jest chłopak... Wspomniana zniewieściałość młodzieńca przybrała oblicze typowo kobiece, może się tak stało przez preferowane wówczas obfite kształty ciała, ale czy na serio jest to chłopak?? 

piątek, 4 lutego 2011

143. Stresik

Niech się ten tydzień już skończy, bo mam go dość. Nie dość, że mam zjechany humor, to jeszcze na dodatek ciągnę od poniedziałku zastępstwa za koleżanki. Prawie każdego dnia wracam po godz. 16., zanim coś zrobię, to już jest noc. W poniedziałek skończyliśmy testy opracowywać po 18., w środę konferencja trwała prawie do 20.00, a dziś świetlicę zamknąłem parę minut po 16. Praca umysłowa i ciągła koncentracja męczą bardziej niż praca fizyczna, a dziś dzieciaki były wyjątkowo dożarte, nie miałem nawet chwili, aby gazetkę przypiąć, bo się tłukły na dywanie, darły i skarżyły na siebie jak wściekłe.  
Miałem przeczytać na jutrzejsze egzaminy stos artykułów, nie ruszyłem ani strony, nie wspomnę o przepisaniu notatek z wykładów i o doczytaniu podręcznika. Wczoraj z nosem na klawiaturze kończyłem pisać pracę z zagadnień filozofii antycznej. Termin oddania pracy minął we wtorek, a wysłałem ją wczoraj późnym wieczorem. Jutro się dowiem, czy została przyjęta. 
Normalnie jutro będzie rzeźnia, nie przygotowałem się do tych egzaminów, bo nie było jak. Chcę, żeby był już jutrzejszy wieczór, abym wracał do domu w ciepłym autobusie, myśląc o łóżeczku i wolnym od zjazdów, które mnie wkrótce czeka lub o poprawkach w przyszłym tygodniu. 
PS. Chciałbym wszystkich zapewnić, że nie stało się nic takiego, co miałoby wpłynąć na moją decyzję o zamknięciu strony. Stało się tak z różnych powodów.  

czwartek, 3 lutego 2011

142. Nic

Nadal się źle czuję. Od poniedziałku trzyma mnie taki dół, jakiego dawno nie miałem. Rozumiem to, że częściowo sam się nakręcam i dręczę. Ale takie są konsekwencje bycia idealistą w pewnych kwestiach, gdyż niemożliwe w samoświadomości jest dopuszczenie nawet małej porażki. A zawiodłem na całej linii. I to nie tylko siebie. Konsekwencje tego ciągną się do dziś.
Nie mogę siedzieć w domu. Przybija mnie to. Wychodzę do miasta, łażę tam i siam, zaglądam na wystawy, szukam wiatru w polu. Dziwnym trafem znalazłem się na życiowym zakręcie, stanąłem znów na krawężniku i wiszę nad przepaścią. Przechylam się nad barierką na moście i topię wzrok w odmętach rzeki.
W sobotę mam egzaminy i zaliczenia. Nie mam sił jechać na nie. Zresztą nie miałem sił się do nich przygotować. Wewnętrznie czuję pustkę i zaczęło mi nie zależeć. Nie wiem, co mam zrobić.
Nie mam na nic ochoty. Idę spać.

wtorek, 1 lutego 2011

141. Brak odwagi

Od wczoraj coś mnie goni, coś mnie męczy, dusi i uciska. Jakieś potwornie ciężkie cielsko siadło na mych ramionach i ściąga mnie w dół. Z tego wszystkiego położyłem się dziś po południu do łóżka i szczelnie zawinąłem w koc. Zbudził mnie nagle jakiś napad strachu, usiadłem i oddychałem tak, jakbym przebiegł z 15 kilometrów, a po moim prawym policzku połynęła kropla potu. Śniła mi się spadająca winda. Nie pamiętam, z kim do niej wszedłem, wcisnąłem guzik i wyszedłem na zewnątrz, zostawiając tę osobę w środku. Zasunęły się szklane drzwi, a ta osoba wyciągnęła do mnie rękę i winda spadła... Krzyk tej osoby tłucze się w mej głowie do tej pory... Co za koszmar! 
Ciążące nade mną fatum dosięga mnie nawet w snach. Każdą wyimaginowaną przez umysł  postać spotyka coś złego. Podobnie jest w rzeczywistości. Żałuję, że we współczesnym świecie nie ma takich prawdziwych pustelni, bo mógłbym do takiej się przenieść i nie ranić wszystkich, który w jakikolwiek sposób stają na mej drodze. 
Dopadło mnie jakieś zwątpienie. Ciągle walczę sam z sobą. Chcę wyjechać. Chciałbym zapomnieć. Niestety nie potrafię...
Wiecie, czego mi brak? Odwagi mi brak! Takiej odwagi, by wejść do windy i wcisnąć guzik ...