niedziela, 29 sierpnia 2010

1. Półrocze

Pierwsza połowa roku za nami i połowa wakacji za nami. Nawet się nie obejrzymy, jak śmignie nam przed nosem sierpień i będzie trzeba do pracy wrócić. Nie wiem, jak Wy, ale ja mam wrażenie, że czas przyspieszył. Dni mijają tak szybko, że można stracić rachubę w ich odróżnianiu.


Powszechnie wiadomo, iż czas to pojęcie względne. Mierzy godziny dla wszystkich istot tak samo, lecz, zdaje się, iż tylko my, ludzie, znamy jego prawdziwą wartość i potrafimy go nazywać. Czujemy jego przepływ na własnych rękach i świadomie odbieramy jego abstrakcyjne istnienie, wszakże czas jest pojęciem abstrakcyjnym. Dla jednych ludzi czas się wlecze – patrzą co chwilę na zegarek, chcąc siłą woli przyspieszyć ich przesuwanie się do przodu, lub całkiem odwrotnie – czas mknie do przodu, a zagubieni w jego poczuciu chcieliby go zatrzymać, by nasycić się głębiej umykającą chwilą. Ale ostatnio, dzięki lekturze, „odkryłem” pewną prawidłowość, nad którą od lat pracują fizycy, matematycy, filozofowie. Może stwierdzenie odkrycia to aż nazbyt dużo powiedziane, ale uzmysłowiłem sobie, że pisarka ma rację – podróże w czasie istnieją, a także to, że czas można zatrzymać. Oczywiście nie dla całej ludzkości jednocześnie, ale dla jednostek owszem.  


Nieraz jest tak, że pojęcia lub zagadnienia, uważane przez nas za arcytrudne, okazują się tak naprawdę proste i jasne, a odpowiedź leży tuż przed naszym nosem. Olga Tokarczuk w swojej przedostatniej powieści pt.: „Bieguni” przedstawiła sprawę w możliwie najprostszy sposób – odwołała się do podróży samolotem. Otóż lecąc ze wschodu na zachód zatrzymujemy się w czasie. Sami tego wielokrotnie (wirtualnie) doświadczyliśmy np. oglądając telewizyjną transmisję sylwestra. Można w ten sposób imprezować przez całą dobę. Ale nawet i to złudzenie nie uchroni nas przed prawdziwym biegiem czasu i jego skutkami.


Książkę Tokarczuk polecam, w ogóle polecam ją jako pisarkę, ale z góry ostrzegam - powieść „Bieguni” nie posiada jednej zwartej fabuły, a zdudowana jest z szeregu luźno powiązanych, lub w ogóle, opowieści, podlegających wspólnej dominancie kompozycyjnej (tu motyw podróży jako ucieczki przed wszechobecnym złem).  


Wzięło mnie na filozofowanie, ale to tak jest, jak się samemu w domu siedzi. Mama wyjechała na tydzień do Wrocławia (mam nadzieję, że nie będę musiał po nią jechać), ojca wywiało na działkę, brat siedzi w klubie, a ja ze słuchawkami w uszach, słucham progressivu i zerkam na tv (hehe, przed chwilą Dennis Quaid na golasa biegał na ekranie).  


I jeszcze jedno. Nadal uczę się obsługiwać blogspota. Co chwilę odkrywam jakąś nową funkcję i testuję ją. Co prawda, nie umiem jeszcze wklejać zdjęć i plików MP3 (dzięki Max za pomoc), z czasem opanuję i to.


I nie chcę, aby wakacje tak szybko uciekały!

1 komentarz: