piątek, 19 listopada 2010

73. Opowieści nie z tej Ziemi...

Przeżyłem dzisiejszy sajgon. Wyszedłem z firmy jako ostatni. Dzieciaki rozeszły się do domów, a ja zostałem i walczyłem z maszyną ksero. Kopiowałem sobie "książeczkę" na wykłady (ponad 600 stron), a gdy już zlewały mi się strony, a potem i nawet kartki i dostawałem oczopląsów, zamknąłem klapę i poszedłem do domu. Chciałem obejrzeć Teleexpress, ale zasnąłem w fotelach. W piątkowe popołudnia, po powrocie do domu, jestem nie do życia. Nie bez kozery się mawia, że praca umysłowa męczy bardziej niż fizyczna. To prawda, wiem to po sobie.
Był dziś taki młyn, że nie wiedziałem, w co mam ręce wsadzić. Oczywiście, znów mam wyciumprane spodnie z plasteliny i poplamione farbami, a trzeba mi było dzieci czymś zająć, bo były wyjątkowo dożarte. Dobrze że mam podzielną uwagę, bo okiełznać 30 dziecisków to nie sposób.
Wyklejałem dziś z pierwszakami plasteliną koszyki z owocami, gdy w tym czasie inne bestie wyciągnęły z szuflady węgiel drzewny i wymazały się nim całe i wszystko dookoła. A potem zorganizowaliśmy zabawy ruchowe i było pełno śmiechu i zabawy, a dzieciaki przeciągnęły mnie po wszystkich kątach salki.
I jeszcze opowiastka małego Kuby (opowiadał taki poważny i przejęty): "Plose pana, a mój scul umar! Jemu oko wypadło, ooo, tak mu wypadło! (i pokazuje), no wypadło mu i dalej chodził! Nie wiem, jak to mozliwe (tu rozłożył ręce i zrobił zdziwioną minę), że on mók bez oka chodzić! A potem jesce umar bez tego oka..."  Mało co nie padłem na zawał z powodu zatrzymywania śmiechu.
Zaczęło się właśnie "Z archiwum X", a ja muszę być jutro przytomny, bo mam wykłady do 17.00 i wstać trzeba przed 4 rano. Przecież to nieludzkie! Chyba nie będę już marudził i pójdę spać...
Aaaa... i chciałbym przy okazji pozdrowić pewną Blogerkę, z którą mogę telefonicznie porozmawiać i poesemesować o tym i o tamtym... Fajnie było Cię usłyszeć! :)

6 komentarzy:

  1. Hehehehe kocham takie opowieści:)Nie wiem jak dałeś rade nie wybuchnąć śmiechem jak ja czytałam i śmiałam sie w głos:D
    K

    OdpowiedzUsuń
  2. Śmiem podejrzewać, że ktoś tu pisze o mnie. ;)

    Ciekawą masz pracę, nie ma co, a "książeczka" też na pewno piękna. W końcu to tylko 600 stron, więc słowo "książeczka" jest jak najbardziej na miejscu... ;) Zastanawia mnie tylko jedno... Co w takim razie jest "księgą"... :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajrzałam, trochę poczytałam i udało Ci się mnie nawet lekko odgiąć, co ostatnio graniczy niemal z cudem.
    Gdyby nie płeć, to tak jakbym czytała swój blog sprzed wielu wielu lat...:)

    To miło, że zaglądasz na mój odtwórczy blog z poezją:)
    Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej jak kiedyś wyląduje w świetlicy to aż strach pomyśleć ... ;-)
    redcat

    OdpowiedzUsuń
  5. K.: Takimi opowiastkami dzieciaki obdarzają mnie praktycznie za każdym razem :) Nieraz się uśmieję do łez, a nieraz jestem poważny, bo dzieci mówią dużo rzeczy i to nieraz nieciekawych.

    Agol: Tak, o Tobie! :) Praca jest ciekawa i pomimo tych samych twarzy, podobnych problemów, tego samego miejsca, podobnych czynności - każdy dzień jest inny.A to jest najważniejsze! Skoro książeczka ma 600 stron, to może lepiej będzie, jak nie dowiem się, co się kryje pod pojęciem księga... :)

    Magda: Na Twoim blogu z poezją znalazłem kilka tekstów, których kiedyś szukałem, a poza tym masz przepiękną szatę strony i mnóstwo zdjęć z sieci, które dodają uroku zamieszczonym wierszom.

    Nemst: No nie wiem, kiedys się mnie bały, teraz już chyba mniej...

    Redcat: Może być całkiem podobnie lub całkiem inaczej :)

    OdpowiedzUsuń