środa, 15 czerwca 2011

45. O "non omnis moriar"

Nie wiem nawet, od czego mógłbym zacząć... Od wczoraj chodzę po domu i popłakuję po kątach. Dziś tak samo. Nie spałem całą noc i nie mogę sobie miejsca znaleźć. Z mojej nauki na najbliższy zjazd nic nie będzie. Wczoraj dowiedziałem się, iż po ciężkiej chorobie zmarł w klinice mój serdeczny kolega. Jeszcze tak niedawno rozmawialiśmy i pisaliśmy smsy, pamiętam jego uśmiech, gdy widzieliśmy się ostatnim razem. On już wtedy wiedział o swoim stanie, lecz nie zdradził się ani jednym słowem. Po jego powrocie z kliniki mieliśmy iść razem w góry... 

Tak bardzo mnie to dotknęło. Nie mam zbyt wielu znajomych, można ich dosłownie policzyć na palcach jednej ręki, w sumie już nawet nie, bo z tych czterech osób została tylko jedna. Wszystkich, których poznaję, tracę w taki lub inny sposób. 

Proszę o chwilę refleksji dla niego i o modlitwę. 

4 komentarze:

  1. Przykro mi, ehh wiem wiem co czujesz...
    Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykre TRZYMAJ SIĘ CHŁOPIE !!!

    Requiem æternam dona eis, Domine,
    et lux perpetua luceat eis.

    OdpowiedzUsuń
  3. On nadal jest przy Tobie! Kiedyś miałem podobną sytuację, kiedy znajomy pracujący w boksie obok zginął pod kołami pociągu. Najgorsze, że nasza ostatnia rozmowa dotyczyła planów na przyszłość... opowiadał mi kim chce zostać, o swoich marzeniach... jedliśmy razem w firmowej kuchni pizze. Dzień później zadzowniła zapłakana koleżanka. Pamiętam,że od tamtej chwili modlę się za niego, czasem proszę w trudnych chwilach o wsparcie z góry.

    OdpowiedzUsuń
  4. smutne. Zapamiętaj ten Jego usmiech do końca.

    OdpowiedzUsuń