niedziela, 17 lipca 2011

63. O tym, co było i już nie wróci

Obejrzałem dziś film. Polski. Choć rzadko oglądam polskie produkcje, to z czasem się do nich przekonuję. Jednak nieraz warto poszperać w krajowej filmotece i wyłowić stamtąd jakąś perełkę. Dwa lata temu stało się tak z Sennością Magdaleny Piekorz, z której praktycznie na pamięć znam połowę dialogów. Dziś poznałem drugi film tej reżyserki - Pręgi. Wzruszyłem się. Wierzchem dłoni ścierałem z twarzy łzy wielkie jak perły, zaciskałem pięści i szeptałem sobie, że to już nie wróci. 

Oglądając ten film, miałem wrażenie, że opowiada o mnie. Po pierwszych scenach bicia bohatera, wyłączyłem film. Nie mogłem na to patrzeć, bo automatycznie z pozamykanych części mózgu wydostały się na wierzch obrazy, które sam wymazałem. Odżyły i zaczęły pulsować. Nabrały kolorów i odezwały się: "My tu nadal jesteśmy! Nie uciekniesz przed nami!". 

Są w naszym życiu takie sprawy, o których nigdy nie mówimy ani znajomym, ani przyjaciołom, ani pani wychowawczyni, nawet w domu się o nich nie mówi. Są to sprawy bez głosu, skazane na wieczne przemilczenie. Chcąc nie chcąc godzimy się na nie, bo myślimy, że tak musi być. Przecież to codzienny rytuał i niemożliwe jest, by został przeoczony. A jeśli nawet ktoś spoza domowników się zapyta, z podniesioną głową mówi się, że wszystko w porządku i udaje się zdziwienie, że posądza się nas o takie sprawy. 

Wiem, że tu mogę powiedzieć. Tu mnie nikt nie zna. Może nie będę czuł żarzącego się rumieńca, jak kiedyś gdy zostałem o to zapytany wprost. Zaprzeczyłem odważnie, bo wstyd mi było. Tu mogę napisać, bo z nikim z Was nigdy się nie spotkam i nie będę musiał niczego mówić face to face, a i nie ma tu takich osób, które znają mnie w rzeczywistości.

Mógłbym zacząć tak jak w filmie: "Mam na imię... Mam lat tyle i tyle...". Ale przecież nie o to chodzi. Jestem dorosłym mężczyzną, mam nadzieję, że dojrzałym, może odrobinę inteligentnym. Z natury jestem samotnikiem (poniekąd już wiem dlaczego). Boję się z kimś związać, boję się tego, że mógłbym tego kogoś skrzywdzić lub zawieść. Jakiś czas temu zerwałem całkowicie kontakt z rodziną i nie zamierzam go odbudowywać. Mój ojciec zamienił kabel na ostre słowa, a one bolą jeszcze mocniej niż cięte razy. Po tym filmie przypomniała mi się scena jeszcze z podstawówki, kiedy to nie ćwiczyłem na wuefie przez dwa tygodnie, bo wstydziłem się przebierać w szatni. Dostawałem wtedy uwagi od nauczycielki za brak stroju, potem wezwała do szkoły ojca i... znów uciekałem z wuefu. Teraz też uciekam, ale przed słowami. Potrafi powiedzieć spokojnie i tak dociąć klątwą, że wolałbym po pysku dostać. Nie wiem nawet, jak do tego ma się jedno z przykazań: "Czcij ojca swego i matkę swoją". A do domu już nie wrócę, nawet kosztem całkowitego zniknięcia.

Nie wiem, po co to wszystko napisałem. Nigdy nikomu tego nie mówiłem. Być może jestem pod wrażeniem filmu Magdaleny Piekorz i jutro skasuję ten wpis, gdyż uznam, że jest zbyt osobisty. Napisać jest łatwo wiele rzeczy, gorzej wypowiedzieć na głos te same słowa, dlatego też odważyłem się na taką formę rozmowy, choć wiem, że żadnego zwrotu nie będzie, nawet go nie oczekuję, bo co by tu można było rzec... 

9 komentarzy:

  1. ...czasami dobrze jest wypowiedzieć. Dla mnie to przełożenie ciężaru z grzbietu w ręce i wyprostowanie się by iść z nim dalej...

    a doświadczenia z dzieciństwa, i od strony najbliższych odciskają się w nas jak piętno...żeby tylko uporządkowanie tego było choć odrobinę prostsze...

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety widziałam ten film.

    Nawet jeśli to skasujesz, to i tak gratuluję odwagi, bo dobrze wiem, że są sprawy, o których nawet napisać jest trudno, mimo że nie ma w nich naszej winy. Dobrze wiem i rozumiem.
    Tyle z mojej strony.

    OdpowiedzUsuń
  3. im niżej schodziłem w czytaniu Twego wpisu, tym coraz bardziej szkliły mi się oczy. Nie wyobrażam sobie czegoś tak okropnego, okrutnego, wręcz nieludzkiego.
    Może kiedyś uda Ci się uciec przed tymi wspomnieniami tak, że już Cię nie dogonią. Jeśli tylko nic i nikt nie będą prowokowały ich powrotu.

    Smutno mi się zrobiło...

    Chodź się przytulić...

    OdpowiedzUsuń
  4. Sydonia: Myślisz, że takie wspomnienia - doświadczenia da się uporządkować niczym książki na półce?

    Agol: Czemu niestety? To bardzo dobry film! Traktuje o tym, o czym się mówi.

    Awangardo: Było, minęło i nigdy nie wróci. To się liczy najbardziej. Głowa do góry! A z przytulenia chętnie skorzystam, nawet takiego wirtualnego :):)

    OdpowiedzUsuń
  5. *Massimo

    ech...odpisałam, ale jakoś mi wcięło.

    oczywiście, że tak się nie da, choć może czasami życzyłabym sobie tego i mam taka potrzebę.
    Pewne rzeczy jak wracają do mnie to ze zdwojoną siłą... a mówi się, że czas leczy rany:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Sydonia: Wierz mi - czas nie leczy ran! Zostają one tylko zatuszowane cielistym plastrem, by były niewidoczne, i, gdy się najmniej tego spodziewamy, ten plaster odpada i rana się jątrzy na nowo i szczypie, piecze, pali. Są rany, które nigdy się nie zasklepiają (nie mówię o sobie, ale o innych ludzkich doświadczeniach).

    OdpowiedzUsuń
  7. *Massimo
    to samo napisałam w komentarzu, tym,co to mi go wcięło:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Sydonia: Cieszy mnie to, że się zgadzamy i mamy podobne zapatrywanie na niektóre sprawy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety, bo wolałabym go sobie jednak nie przypomniec podczas czytania tego wpisu. Ale zgadzam się, że to film dobry i bardzo dobrze, że takie powstają.

    OdpowiedzUsuń