piątek, 15 lipca 2011

62. O kolejnych próbach


Nie mogłem wczoraj zasnąć. Łaziłem po domu, piłem wodę i wyglądałem przez okno na puste i pokryte nocnym mrokiem ulice. Niespokojny jestem całą zaistniałą sytuacją - czy znajdę zajęcie? Chodzę tu i tam i pytam i ciągle odchodzę z kwitkiem. Nie rozumiem tego. W mediach trąbią co jakiś czas o bezrobociu i nawołują do podejmowania pracy. Idę, oferuję siebie, swój czas, mówię, że jestem dyspozycyjny i chętny na to stanowisko i - odmawiają mi z uśmieszkiem naznaczonym ironią. 
Jest takie miejsce w mieście, w którym o zajęcie pytałem jeszcze pod koniec czerwca. Na oknie lokalu wisiała kartka: "Przyjmiemy pracownika. Od zaraz!" Wszedłem, zapytałem, zaoferowałem swoją gotowość. Odmówiono mi po złożeniu podania. Kartka ta wisi na witrynie do teraz. Czemu tak jest? Nie rozumiem tego. Czy naprawdę jestem aż tak ułomny i odrażający? Byłem już w wielu miejscach i za każdym razem wywnioskowałem z tonu rozmowy i oczekiwań, że ważniejsze jest to, jak się wygląda niż to, co się potrafi. Jest to przerażające! 
Znalazłem w nocy ofertę dla sprzątacza. Tryb pracy - nocki. Jeśli nic nie znajdę, to pójdę i tam się pytać. Może jakąś szansę dadzą mi tam... 

Coś z innych beczek.
Już prawie od dwóch tygodni jestem bez telefonu. Oddałem go do serwisu i wczoraj się okazało, że mojej ukochanej Motoroli nie da się naprawić. Utraciłem tym samym wszystkie dane zapisane w jej pamięci - numery, adresy, zdjęcia, zapiski etc., etc. I w ten sposób zmuszony zostałem do zakupu innego aparatu. Do tego mój staruszek laptop też już nawala i grozi mu zawał. Grzeje się niemiłosiernie i trzeba mu rozrusznik chłodzący wymienić. Tak to jest - jak się coś ma psuć - to wszystko jednocześnie.  

Dziś w nocy ponownie nawiązałem kontakt z Panem Flirciarzem. Rozmawialismy prawie dwie godziny. Muszę uważać, by tego znów nie spieprzyć. 

9 komentarzy:

  1. cierpliwości, wiem, że znalezienie pracy to nie taka prosta sprawa, ale tylko cierpliwość Cię uratuje, bo jak zaczniesz panikować z tego powodu to będzie jeszcze gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sansenoi: Już nie wiem, co robię nie tak, że wszędzie mi odmawiają...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesli Ty ze swoim wykształceniem pójdziesz sprzątać po nocach, to ja zwątpię w ten kraj zupełnie (wydawało mi się, że już zwątpiłam, ale...). To więcej niż chore.

    OdpowiedzUsuń
  4. Agol: Nimb mi z głowy nie spadnie :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam Cię za to podejście, naprawdę fajne. :D
    Co nie zmienia faktu, że w normalnym kraju nie żyjesz. W normalnym kraju ceni się ludzi wykształconych, a tymczasem w RP tacy jak Ty muszą degradować się do roli nieuków (zmiany w CV), żeby mieć szansę na jakiekolwiek zarobki.

    Od jakiegoś czasu nie ogarniam tego świata, a z roku na rok jest coraz gorzej... :D A i moja przyszłośc przerażać mnie zaczyna.

    OdpowiedzUsuń
  6. z tym szukaniem pracy, to sam wiem jak to jest, bo rok temu i w tym roku też spotkały mnie podobne doświadczenia

    OdpowiedzUsuń
  7. Agol: Prawda jest taka, że jeśli chcę być tu, gdzie aktualnie jestem, muszę się poświęcić nawet kosztem zamiany pióra na miotłę, ale tak szczerze mówiąc - mam takie same ręce jak inni i mniemam, że podłogi też będę dobrze szorował :)
    Niestety - nasz kraj schodzi na psy, bo teraz by być sprzątaczką trzeba znać dwa języki i mieć mgr przed imieniem. Lepiej nie będzie, dopóki krajem rządzą takie patałachy z wyrokami na karku jak obecnie.

    Awangardo: Dobrze że jest ktoś, kto mnie choć trochę rozumie. Prawda jest taka, że im więcej się uczę i poszerzam doświadczenie to mi się to coraz bardziej nie przydaje, wręcz nawet przeszkadza. W tej kwestii (nauka - późniejsza praca) chyba złoty środek nie istnieje.

    OdpowiedzUsuń
  8. tak Massimo, to jest taki paradoks: uczymy się po to, żeby w przyszłości robić coś sensownego, albo robić to o czym marzymy. A jak już się zdobędzie wiedzę, to albo nie chcą przyjąć, albo chcą kogoś od razu po studiach z kupą doświadczenia...

    OdpowiedzUsuń
  9. Awangardo: Paradoks paradoksem, ale przecież niemożliwym jest to, aby od razu po studiach ktoś miał bogate doświadczenie w swojej branży (poza jakimiś praktykami po drodze). Po to się idzie na studia, by w przyszłości zająć się tym, co nas pasjonuje, a nie np. myciem podłóg lub smażeniem frytek (!!!), a tak, niestety, większość magistrów - fachowców (!!!), w naszym kraju kończy... To żałosne!

    OdpowiedzUsuń