Jestem zmęczony chamskimi zagrywkami tej jednej klasy. Aby sprowokować, przyczepią się do wszystkiego - do butów, do spodni czy polówki. Wystarczy mały szczegół (np. znaczek lub napis na koszulce), by zrobili sobie z tego zabawę na pół lekcji. Wymalowana lalunia wykłada nogi na ławkę, podchodzę, zwracam uwagę, a ona się odwraca i do koleżanki na głos: "Co za palant! Słyszałaś to?" Nie mają książek, ćwiczeń czy zeszytów. Wpisanie jedynki do dziennika wywołuje u nich tylko głupi uśmiech i pada komentarz typu: "I co? Ulżyło?" Nawet moje cięte riposty nie działają, bo oni ich nie rozumieją! Nie potrafią wychwycić ironii czy prześmiewczego tonu. W większości przypadków reprezentują poziom szympansa. Interwencja dyrekcji nie przyniosła większych skutków.
Reszta klas jest w porządku, ale za to ta jedna może zniszczyć cały dzień.
Cudownie Massimo, nie tylko ja mam zatem takie problemy :))
OdpowiedzUsuńJa sobie poradziłam z czymś takim oswajając bardziej tych i tak oswojonych, a reszcie dając taki wycisk, że bajka.
OdpowiedzUsuńSię okazało po sześciu tygodniach, że bycie wobec mnie fair, jest opłacalne.
Tylko, że ja miałam w pracy ok 90 szt.
Po minimum 6 godzin dziennie, bez przerw.
Czasami, miewałam dyżury nocne.
Ale po tym jak mi dali popalić, myślałam, że oszaleję.
Na to wygląda, że mają specyficzne potrzeby !
OdpowiedzUsuń