niedziela, 25 września 2011

103.

Chciałbym zachęcić do obejrzenia pewnego filmu. Wygrzebałem go w propozycjach online, przeczytałem krótką notatkę i załączyłem. Nie żałuję, gdyż okazał się ciekawy pod kątem zaprezentowanego tematu, szczególnie zaś w wymiarze kompozycji, formy układu poszczególnych obrazów, ujęć bohaterów i zdjęć natury. Pięknie skomponowana całość, mnogość detali, do tego rewelacyjny podkład muzyczny z "Drzewa Życia" robią film niepowtarzalny, wyjątkowy i skierowany na pewno do widza wymagającego.

Radość, szczęście, miłość rodzicielska i miłość braterska, tęsknota, dojrzewanie, przemijanie, śmierć - to tylko część głównych tematów, przewijających się przez film. Właśnie od śmierci się historia rozpoczyna, śmierci, która w porównaniu z trudnością i zawiłością życia jest łatwa i spokojna, w pewnym sensie jest ona wyzwoleniem od jego piętna.  Dialogi postaci ustępują miejsca monologowi wewnętrznemu, dzięki czemu ma się wrażenie, jakby wszystkie wypowiedzi były modlitwą i rozmową z samym sobą. Świat ukazany przez pryzmat świadomości czternastoletniego chłopca uderza dziecięcą subiektywnością i pragnieniami zrozumienia tajemnic rzeczywistości. Dwie struktury narracji ukazują rozumienie świata na dwa sposoby - przez umysł dziecka i dorosłego człowieka i, jak się przekonujemy później, nie tylko dziecko jest zagubione w swoim świecie, ale także i dorosły szuka swego miejsca, w którym będzie czuł się bezpiecznie. 
Film przeplatany jest przepięknymi zdjęciami natury. Można nawet rzec, że mamy film w filmie, taki kinowy palimpsest o alegorycznym przesłaniu. Jednostkowe życie człowieka odniesione zostało do pojawienia się i ewolucyjnego kształtowania się życia na ziemi - widzimy przestrzeń kosmiczną i planetoidę, uderzającą w ziemię ( tu także alegoria poczęcia człowieka). Planetoida ta przyniosła ze sobą z otchłani kosmosu cząstkę, która przemieniła się w rodzące się życie, począwszy od bakterii, przez płazy, dinozaury, skończywszy na człowieku. Z kosmosu przybyło na ziemię życie, ale i z tego samego źródła przybyła śmierć - meteoryt, który unicestwił pierwszą generację żywych istot. Stamtąd przychodzi także kres istnienia ludzkiego. Metafora czytelna, a samo wkomponowanie jednego obrazu w drugi wywołuje minimalną ekscytację. 
Do tego urzekająca muzyka i życiowy sens padających słów, i ten odgłos dzwonów w strategicznych momentach filmu (przenikał mnie dreszcz i dostawałem gęsiej skórki). Myślę, że warto zobaczyć, posłuchać magicznej muzyki i przemyśleć kwestie bohaterów.  



5 komentarzy:

  1. Filmu nie widziałem, ale "Lacrimosa" Preisnera przepiękna (jak całe "Requiem dla mojego przyjaciela" zresztą), choć klip raczej nijak ma się do jej treści...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kajot: Nie znam całości requiem, ale wiedz, że ten fragment wyrwany jest z kontekstu całego filmu. Narodziny i śmierć człowieka ukazane są metaforycznie w miniujęciu powstania i rozwoju świata i życia na ziemi. Na pewno w jakiś sposób utwór Preisnera łączy się z treścią filmu, nie wątpię w to.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Narodziny i śmierć człowieka ukazane są metaforycznie, w miniujęciu powstania i rozwoju świata i życia na Ziemi" - ludzka megalomania jest po prostu urocza :]
    Po co porównywać się z taką np. larwą komara czy muchy ścierwicy (swoją drogą - bardzo pożyteczne stworzonko), skoro można od razu z całymi planetami? :D

    W każdym razie z filmem będę musiał się zapoznać.

    Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kajot: Myślę, że poprawnie odczytałem metaforę o planetach, a jeśli nie - to dokonałem subiektywnej nadinterpretacji. Uważam, że i tak każdy widz dostrzeże inne sensy płynące z fabuły i inaczej odbierze "wkładkę" o formowaniu się życia na planecie.
    Dzięki za pozdrowienia i również pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. ja ostatnio jak ognia unikam tego typu filmów, chwilowo potrzebuję innej odskoczni od życia, radosnej, nad którą nie trzeba się zastanawiać... ale jak mi się odmieni to z chęcią film zobaczę :)

    OdpowiedzUsuń