sobota, 25 września 2010

28. Mr. Ważniak

Miałem okazję poznać go bliżej, bo przeważnie spotykałem się z nim doraźnie na kawie w mieście. Przyjrzałem się mu, posłuchałem, co mówi, jak rozumuje i odbiera ludzi. I ochrzciłem go Ważniakiem, bo wszystko wie najlepiej, nie da sobie niektórych spraw przetłumaczyć, nawet jeśli jest w błędzie (i wie o tym), chce wszystko wiedzieć i wtrącić swoje zdanie. I na każdym kroku zaczepiał obcych ludzi, co mnie denerwowało najbardziej, bo czas nas gonił, a on przysiadał się przy turystach i gawędził o głupotach. Dwukrotnie w górach mi zaprzeczył z potwierdzeniem: " Ze mną nie zginiesz!", a okazywało się później, że miałem rację. 
I tak oto Mr. Ważniak pomylił szlak przy zejściu z Baraniej Góry, przez co nadłożyliśmy wiele kilometrów, a potem jak wskazałem mu prawidłowe zejście (widoczne ze skarpy) i dużo krótsze, nie odpowiedział nic. I omylił się po raz drugi, gdy nie zgodził się na powrót na Skrzyczne, jak radziłem wcześniej. Przed wyjściem w góry zaplanowałem, że wrócę szczytami do punktu wyjściowego i spokojnie wrócę busem do domu, a Mr. Ważniak na Baraniej Górze mi się sprzeciwił i, udając mądrzejszego, wybrał 5 godzinne zejście do Milówki. Uparł się i niczym nie mogłem go przekonać na powrót według moich ustaleń. Schodziliśmy wąskim, kamienistym żlebem w nieskończoność, a potem się okazało, że z Kamesznicy i z Milówki nie można się już wydostać, bo to małe górskie mieścinki i o tej porze komunikacji już nie ma. Ma szczęście, i to duże, że załatwił transport do Żywca i tym samym ułatwił powrót do domu. Wygarnąłem mu to i owo wieczorem, bo musiał u mnie nocować, gdyż sam nie miał jak do domu wrócić. Pomimo swoich błędów nie przyznał mi racji, a co najważniejsze, przed wyjściem zgodził się na mój plan wędrówki bez żadnych zastrzeżeń, stwierdził tylko: "Ty planujesz, ty rządzisz." 

Za to w górach powiedział mi coś interesującego:
- Wiesz, Pawełku, po raz pierwszy widzę, że potrafisz się uśmiechać, bo za każdym razem, jak cię widziałem, miewasz tak zacięty wyraz twarzy, że aż mnie dreszcze przechodziły.  
Nie wiedziałem, że mam zacięty wyraz twarzy. Wobec obcych bywam zimny, nieufny i nieraz cyniczny, ale zacięty? Owszem, zgodzę się, że rzadko się uśmiecham, ale zacięty? Ci, którzy mnie znają, oceniają mnie jako spokojnego i życzliwego człowieka. Widocznie obcy odbierają mnie inaczej. To dobrze i źle zarazem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz