czwartek, 21 października 2010

49. Mniszek

Pewnego majowego poranka na niewielkim wzniesieniu mały Mniszek otworzył oczko. Zerkał w lewo, zerkał w prawo, zerkał do góry i nie mógł się nadziwić. Chłonął całą swą mniszkowatością świat. Rozpoznawał kształty i uczył się na pamięć wszystkiego, co go otaczało. Tuż obok niego stał duży Mniszek, który wystawił swą twarz ku słońcu i pochłaniał promienie. Dumnie rozłożył liście i rozpychał się wśród traw. Mały zerknął na swoje listeczki i się zawstydził. Nie mógł równać się ze swym większym bratem. Niedostrzegalnym ruchem zerknął na położoną nieco niżej łąkę i dojrzał na niej nieskończnie rozległy dywan żółtego kwiecia. Ucieszył się, gdyż dostrzegł wielu podobnych sobie. Chciał się ruszyć, uciec spod baldachimu liści dużego Mniszka i spojrzeć w oblicze słońca. Już, już wyciągał listeczki by pobiec, gdy zorientował się, że nie może się ruszyć. Zerknął na podłoże i dostrzegł, że jego ciałko zanurzone jest głęboko w ziemi i nie może się ruszyć.  
- Kim jestem? - Odważył zapytać się starszego brata.

Teraz dopiero duży Mniszek dostrzegł obecność małego kompana. Spojrzał na niego wyniośle, zatrzepotał listkami, tak że krople rosy spadły na niego.

-A ty co tu robisz? - zapytał po chwili. - Jeszcze wczoraj nic nie zapowiadało, że tu będziesz. Też mi coś, on się pyta, kim jest! - Zaśmiał się kwiat i odwrócił głowę do słońca.

Mały Mniszek przez dłuższą chwilę wyczekiwał na odpowiedź, lecz zorientowawszy się, że jest lekceważony, odwrócił twarzyczkę i zaczął przyglądać się kwiatom.

Niedaleko stał wysmukły Dzwonek o fioletowych kielichach. Wiatr delikatnie trącał dzbaneczki i dało się słyszeć uderzanie złotych młoteczków o słupek. Mniszek słuchał dzwonkowej muzyki i podziwiał złoty pył, który wirował w powietrzu.

- Może ty mi powiesz, kim jestem – zawołał nikłym głosem.

Dzwonek zwrócił swój kielich w stronę Mniszka i zadzwonił, a złoty pyłek, niby deszcz, spadł na ziemię. Niestety mały nie poznał odpowiedzi, gdyż nie rozumiał dzwonkowej pieśni.

Zwrócił się do słońca i zapłakał.

Tak minął cały dzień. Duży Mniszek nie odezwał się ani razu, tylko od czasu do czasu z zawiścią spoglądał na niego, a Dzwonek nadal dzwonił i sypał złotym pyłkiem. Gdy zapadł zmrok, skulił żółte płatki i zapadł w głębki sen.

Lecz nie była to spokojna noc. Ocknęły go ze snu dziwne odgłosy, a potem drżenie ziemi. Trwało to dość długo i skończyło się tak nagle, jak się zaczęło. Mniszek bał się otworzyć oczko i zerknąć na to, co się dzieje. Otulił się listkami, skulił i zasnął na nowo pod rozłożystym liściem dużego Mniszka. Bał się, ale wiedział, że z jednej strony stoi piękny Dzwonek, a z drugiej jego starszy brat. To dodawało mu otuchy.

Obudził się, gdy promienie zaczęły go łaskotać. Spojrzał w niebo i wystawił twarzyczkę do słońca. Delikatny wiaterek ruszał jego listkami. Dostrzegł, że urósł przez noc, był nieco wyższy i miał dwa listki więcej. Ucieszył się tym i zwrócił w stronę dużego Mniszka, by pochwalić się odkryciem. Lecz obok nikogo nie było. Szukał dumnej sylwetki swojego sąsiada, dostrzegł tylko jego liście. Leżały na ziemi, oderwane od siebie, dużego Mniszka nie było. Przerażony patrzył na skopaną ziemię i nie mógł zrozumieć, co się stało. Odwrócił się i chciał zawołać: „Dzwonku, Dzwonku!”, lecz i tu zastał pustkę. Wysmukłego Dzwonka także nie było i nie było słychać jego pieśni. Dopiero po chwili dostrzegł złamaną dzwonkową łodyżkę, a na ziemi rozbity fioletowy kielich.

Zapłakał mały Mniszek nad przyjacielem, a kilka jego żółtych płateczków spadło na ziemię. Opuścił listki, opuścił główkę i płakał. Tak minął jego drugi dzień życia.

Późnym popołudniem, gdy już słońce kryło się za lasem, przechodziła obok niego bystra Czajka. Za nią skakały i kwiliły trzy szare piskęta. Właśnie jedno z nich zauważyło Mniszka. Ten ocknął się i przyglądał z zaciekawieniem nieznanym przybyszom. Czajka podszła do niego.

- Musisz stąd szybko uciekać – zakwiliła.- Tu jest niebezpiecznie. Ja i moje dzieci uciekamy na łąkę przy rzece.

- Nie mogę się stąd ruszyć, to mój dom – odparł jej Mniszek.

- Chętnie cię zabierzemy ze sobą! – Zapiskało pisklę.

- Jesteś taki piękny! – Dodało drugie.

- I taki mały! - Zaświergotał najmniejszy.

- Szybko, szybko, dzieci, wkrótce znów to nadejdzie – ponaglała matka.

Zagarnęła je pod skrzydła i odwróciła się w stronę lasu.

- Powiedzcie mi chociaż, kim jestem! - zawołał za nimi Mniszek.

- Jesteś polnym kwiatem, mój drogi, a nazywasz się Mniszek – rzekła Czajka i dotknęła dzióbkiem jego małej złotej główki. - Żegnaj, kochany kwiateczku! – Zawołała i pobiegła w stronę swoich piskląt.  

Mniszek długo spoglądał w stronę, gdzie uciekły Czajki. Jego maleńkie kwiatowe serduszko biło mocno, a łzy kapały na ziemię. Wyciągał swe listeczki i chciał udać się za ptakami, lecz nie mógł ruszyć się z miejsca. Nagle przypomniały mu się słowa Czajki: „Jesteś polnym kwiatem, nazywasz się Mniszek”. „Mniszek, Mniszek, Mniszek” - powtarzał w myślach.  

Z zamyślenia wyrwał go silny podmuch wiatru. Była już ciemna noc. Rozejrzał się dookoła. Nie było już obok niego ani dużego Mniszka, ani Dzwonka. Został zupełnie sam. Ogarnęło go dziwne uczucie, zatrząsł listkami, zaczął się bać. Wtem rozległ się ten sam odgłos, co poprzedniej nocy, ale o wiele bardziej nasilony, ziemia zaczęła drżeć. Mały Mniszek zwrócił swą złotą główkę właśnie w tę stronę i zastygł. Jedynie pod cieniuteńką powłoką jego łodyżki biło serduszko, które uderzało coraz mocniej, gdy drżenie ziemi zbliżało się do niego.

1 komentarz: