Niecałą godzinę temu do domu pojechał Pan P. Postawił mnie przed faktem dokonanym, czego bardzo nie lubię, bo zadzwonił z informacją: "Cześć. Jestem w Twoim mieście. Zapraszam na kawę. Czekam." Poszedłem. Było miło i sympatycznie. Do czasu.
Ale kim jest Pan P.? To przesympatyczny chłopak, prawie mój rówieśnik, ciemny blondynek. Znamy się już sporo czasu, tzn. utrzymywaliśmy do dziś kontakt wirtualny i już co nieco przegadaliśmy o tym i o owym. Z tego, co wiem, oczekiwał chyba ode mnie czegoś więcej niż znajomości stricte kawiarnianej. Nie omieszkał nawet o to zapytać. Zamarłem z filiżanką kawy przy ustach. Wziąłem głęboki oddech i... nie wiem czemu, pomimo wielu dobrych chęci i pozytywnego do niego nastawienia, może nawet chęci zmiany czegoś u siebie, delikatnie mu odmówiłem. Nie wiem, czemu to zrobiłem, a jego (zaskoczony? zawiedziony?) wyraz twarzy chyba będzie mnie prześladował w koszmarach. Nie odrzekł mi nic, ale czułem, że zawiódł się na mnie. Dręczą mnie teraz wyrzuty sumienia, łażę po domu i nie mogę sobie miejsca znaleźć. Chyba świadomie zniszczyłem coś, co miało przyszłość. Przed wyjściem na spotkanie czułem coś, że padną takie słowa, jakoś psychicznie byłem na nie przygotowany, planowałem nawet sobie, że powiem "tak", a tu wyszło całkiem inaczej. Nie wiem, czemu się tak stało.
Tak to jest z ideałami. Pewnie się powtórzę, ale ja nadal na Niego czekam. Może któregoś dnia się opamięta i wspomni mnie i pomyśli o odnowieniu kontaktu. Wiele bym oddał za to, aby móc go znów przytulić i posiedzieć przy nim, choćby pół godziny, nawet za cenę obopólnego milczenia.
Mijałem się kiedyś z Nim w mieście. Szedł wolnym krokiem, ręce w kieszeniach, nieco pochylony do przodu. Poznałem Go z daleka i On poznał mnie, nawet nasz wzrok się spotkał na kilka sekund, ale po chwili odwrócił głowę w drugą stronę. Nie wiem, czym sobie zasłużyłem na to wszystko, może dlatego że Go tak mocno pokochałem? Że zależało mi? Że zaufałem Mu? Patrzę na Jego zdjęcie i czuję wewnątrz siebie pustkę. Wiem, że nikt jej nie będzie mógł wypełnić. Z jednej strony ciągle czekam, choć wiem, że nadarmnie, ale poświęcę się i czekając będę zmierzał ku temu, co dalekie, nieodgadnione i tajemnicze. Ł. Tak. I nikt inny.
rozumiem doskonale to czekanie, ale wiesz o Tym
OdpowiedzUsuńehhh czytam tą notkę jak bym sam siebie czytał kiedyś , dziś .. tylko ze w moim przypadku to czekanie trwa już kilka lat ehhh i dobrze cię rozumiem .
OdpowiedzUsuńKażdy z nas czeka. Jednym to służy, innym nie. Czasami ktoś się obudzi. Czasami ktoś odpowie. Zdarza się, że cierpi. Ja wolę przysypiać podpierając się łokciem. Wiem jedno, gdybym przeżył coś takiego nie żałowałbym, nie miałbym wyrzutów sumienia. Ważne jest to czy tego się chce. Zmuszanie się do czegoś co jest poza nami i naszymi oczekiwaniami to podporządkowywanie się z góry ustalonym normom. Ja mówię - nie!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
redcat