Pamiętam ją jako skandalistkę o pyskatej naturze, jako awanturnicę i outsaiderkę. Nie lubiałem jej wtedy. Muzyka, jaką wykonywała, była agresywna i zbyt "ostra". Swoim zachowaniem chciała na pewno zwrócić na siebie uwagę, ale i pokazać coś, co być może ją dręczyło - bycie niezrozumianym, skrywane i nienazwane jakieś kompleksy. Szukała formy, za pomocą której mogłaby się pokazać, zaistnieć, zaznaczyć swój teren. Na pewno szokujący i mocno zarysowany wizerunek nie wpływał dobrze na jej ocenę i odbiór.
Ale w ostatnim roku wspomniana skandalistka przeszła niezwykłą metamorfozę. Z brzydkiego kaczątka wyrosła powabna łabędzica o zmysłowej naturze. Była na pierwszych stronach czasopism, nie tylko muzycznych, okrzyknięto ją metamorfozą roku. Mowa oczywiście o Agnieszce Chylińskiej. Ostatnimi czasami przysłuchuję się jej muzyce, zagłębiam się w tekstach i dostrzegam coś, czego nie potrafię nazwać. Działa na tym polu wewnętrzna intuicja. Podoba mi się jej nowy styl, i to coraz bardziej.
Zmieniła się Agnieszka, zmieniła się jej muzyka. Mogę stwierdzić, że z agresywnej i zbuntowanej nastolatki wyłoniła się dojrzała kobieta. Agnieszka zrzuciła maskę, bo takową nosiła w swym buntowniczym okresie życia (któż takiego okresu nie ma lub nie przechodził). Teksty piosenek są ciekawe, zmysłowe, ciężkie od uczuć, ale takich delikatnych i powabnych zarazem. Dobrze się jej słucha, i rzec można, że chciałoby sie więcej takich utworów jak na przykład "Niebo". Jakoś nigdy nie przepadałem za polskim rockiem, ale w wykonaniu Agnieszki chętnie po niego sięgnę.
Jak każdy medal i ten ma dwie strony - niektórym może przypaść do gustu nowy model muzyki artystki, ale i będą tacy, którzy wybiorą "starą" Agnieszkę...
mnie się też bardzo podoba ta jej nowa odslona
OdpowiedzUsuń