czwartek, 3 lutego 2011

142. Nic

Nadal się źle czuję. Od poniedziałku trzyma mnie taki dół, jakiego dawno nie miałem. Rozumiem to, że częściowo sam się nakręcam i dręczę. Ale takie są konsekwencje bycia idealistą w pewnych kwestiach, gdyż niemożliwe w samoświadomości jest dopuszczenie nawet małej porażki. A zawiodłem na całej linii. I to nie tylko siebie. Konsekwencje tego ciągną się do dziś.
Nie mogę siedzieć w domu. Przybija mnie to. Wychodzę do miasta, łażę tam i siam, zaglądam na wystawy, szukam wiatru w polu. Dziwnym trafem znalazłem się na życiowym zakręcie, stanąłem znów na krawężniku i wiszę nad przepaścią. Przechylam się nad barierką na moście i topię wzrok w odmętach rzeki.
W sobotę mam egzaminy i zaliczenia. Nie mam sił jechać na nie. Zresztą nie miałem sił się do nich przygotować. Wewnętrznie czuję pustkę i zaczęło mi nie zależeć. Nie wiem, co mam zrobić.
Nie mam na nic ochoty. Idę spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz