Wszystkie wirusy mnie uwielbiają i przepadają za mną. Właśnie taki jeden się przypałętał i się we mnie chyba zakochał, bo nie opuszcza mojego organizmu od dobrych kilku dni. Daje o sobie znać co chwilę. A teraz już poważnie - pochorowałem się i wylądowałem na L4. Do pracy wrócę dopiero po świętach, bo zwolnienie mam do końca przyszłego tygodnia. Jak zadzwoniłem dziś rano do szefa z informacją, że idę do lekarza, słyszałem westchnięcie w jego głosie. Ale cóż, nie będę przecież się produkował, skoro mówić nie mogę i kaszel mnie dusi non stop, zresztą to moje pierwsze L4 od 10 miesięcy.
Wczoraj zakończyła się dwudniowa sesja konferencyjna, na której nie mogłem nie być. Siedziałem przez dwa dni i się dusiłem kaszlem. Ale dałem radę. Teraz trzeba to opracować i napisać esej, ale to już po rozmowie z promotorem. Skoro mam leżeć w łóżku przez najbliższy tydzień, to czas ten spożytkuję na nadrobienie zaległości z czytania.
I jeszcze jedno - na Wasze komentarze odpowiem wkrótce, bo nie mam w domu internetu (znów!), a czas w kafejce dobiega już końca (pozostawię bez komentarza to, żeby na mejle odpisać, muszę iść do kafejki).
Najważniejsze, że konferencje przeżyłeś. :) Jak to się udało, to i wirusy przegonisz, wszelkiego rodzaju. ;)
OdpowiedzUsuńAgol: Tak, szczególnie te "WSZELKIEGO RODZAJU" będę przeganiał :)
OdpowiedzUsuń