piątek, 10 czerwca 2011

42. O czymś. A o czym? Sam nie wiem...

Pomimo tego zarzekania się jednak poszedłem do pracy. Zrobiłem swoje, nie zważając na kwaśne miny pozostałych i uciekłem szybko do domu. Już niedługo się to skończy i odetchnę z ulgą. Zamknąłem się na cztery spusty i poświęciłem czas na czytanie. Oczywiście marzę o jakiejś książce fabularnej, lecz muszą poczekać na mnie jeszcze jakiś czas, bo ostatnimi czasy to wyłącznie czytuję opasłe podręczniki.


Na egzamin też pojechałem. I udało się, zdane prawie wszystko, właśnie... prawie. Wyłożyłem się na teście z historii kultury i historii starożytnej, a dokładnie na mitologiach wschodu. Zabrakło mi jednego punktu do zaliczenia testu i tak oto w ten sposób mam kampanię wrześniową. Trudno, będzie trzeba jeszcze raz zmierzyć się z historią wojen Egiptu z Hetytami, Asyrią i Fenicją, z dynastiami królów mezopotamskich i asyryjskich (Aszurbanipal - to tylko jedno z imion królewskich, ładne, prawda?) i z mitologiami tychże krain.


Powinienem się zabrać za sesję na drugim kierunku. Może jutro, jak wrócę z pracy, to siądę nad esejem, który wkrótce mam oddać. A potem drugi esej i trzeci esej... I jeszcze trzeba "książeczkę" dokładnie opracować i wykuć na blachę (ale tak, by nie zapomnieć po egzaminie). Marzy mi się rower i jakiś ciekawy wypad w góry. Może zacznę w końcu dbać o kondycję, kurcze... brakuje mi motywacji... idę jutro na wielkie lody z bitą śmietaną, polewą, z owocami i różnymi posypkami! A co mi tam!

EDIT: Wiem, wiem, pojechałem po bandzie. Chciałem poeksperymentować z inną formą wpisu, ale po przeczytaniu (w sumie dziś - niedziela, g. 8.40) doszedłem do wniosku, że wyszło to od dupy strony. Tekst poprawiłem i wygląda o niebo lepiej.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz