sobota, 24 września 2011

101.

Zrobiłem dziś z siebie dwa razy kompletnego palanta. Zresztą akurat w tej kwestii zawsze z siebie robię idiotę, więc już się i temu nie dziwię. Mam ogromny problem w kontaktach z chłopakami/facetami w mieście. Otóż stałem w kolejce w markecie w dziale z wyrobami garmażeryjnymi (zachciało mi się frytek). Widziałem dwie ekspedientki za ladą, ale gdy przyszła na mnie kolej, to ni stąd, ni zowąd pojawił się przede mną wysoki chłopak i zapytał z uśmiechem: "Co podać?" Zatkało mnie i zapomniałem języka w gębie. Ciągle na mnie patrzył i czekał, a ja jak głupi wypaliłem: "Rozmyśliłem się" i odszedłem. Zaś przy kasie zrobiłem z siebie jeszcze większego idiotę. Wyłożyłem na taśmę produkty i w tym momencie zmieniła się obsługa - na miejsce pani w średnim wieku przyszedł jakiś gościu. Zrobiło mi się niedobrze i zacząłem zbierać zakupy z powrotem do koszyka i się wycofywać. Ku zdziwieniu ludzi stojących za mną, poszedłem do innej kasy.  
Unikam jak ognia sprzedawców w Empiku, w sklepach z butami lub ciuchami, kelnerów, a jak mam kupić bilet u kierowcy w pekaesie, to mało co mi serducho z klaty nie wyskoczy. W nowej pracy mam podobnie. Gdy rozmijam się z jakimś nauczycielem, spuszczam głowę, a jak jakiś idzie wprost ku mnie - uciekam w bok. I nie lubię, gdy podają mi dłoń na powitanie. W ogóle nie lubię podawać dłoni facetom czy kolegom. 
Chyba powinienem od dziś nosić na szyi tabliczkę z napisem: "Dotkliwie gryzę facetów! Nie podchodź i nie odzywaj się do mnie!"
Miałem napisać coś jeszcze, ale uciekło mi z głowy... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz