niedziela, 27 listopada 2011

135.

Zauważyłem, że ludzie źle mnie odbierają. I to od dawna. Na opak rozumieją wysyłane werbalne i niewerbalne sygnały. Te dobre intencje, jeśli takowe w ogóle są, odbierają negatywnie, natomiast wszystkie złe biorą za pozytywy.
Po wczorajszym wykładzie z semiotyki logicznej zagadnęła do mnie jedna z koleżanek: "Massimo, podziwiam cię, głowę masz nie od parady, pewnie masz duże powodzenie w tej swojej pracy i nie tylko..." Spojrzałem na nią ze zdziwieniem i odparłem bez namysłu: "Głowa pusta jak kapusta! Gdybyś poznała moje myśli o mnie samym, to zmieniłabyś się w ziarenko piasku i poturlała na dno oceanu, by być jak najdalej ode mnie". Chyba nie zrozumiała, odeszła bez słowa. 
Ludzie mnie nie rozumieją lub odbierają nie tak, jak jest w rzeczywistości. Nie jestem miłym, wesołym, towarzyskim, sympatycznym, dobrym i uśmiechniętym człowiekiem, jak większość o mnie sądzi. Owszem, jestem spokojny, cichy, opanowany, grzeczny wobec innych, ale pod tą maską znajduje się zimny, powściągliwy, nieufny, podejrzliwy, nad wymiar dystansujący się, stroniący i uciekający od ludzi człowiek, samotnik. 
Moją "specjalnością" stało się zrażanie ludzi do siebie. Robię to całkowicie świadomie. W jakichkolwiek prywatnych kontaktach (a takie mam tylko i wyłącznie w sferze wirtualnej) jest dobrze dopóki, dopóty ktoś nie próbuje się do mnie zbliżyć w realu.
Wiem o tym, że jestem postrzegany jako dziwadło, tak więc jednorazowe spotkanie z kimś i rozmowa tego nie zmienią - nadal będę tym czymś, na co patrzy się z politowaniem i macha ręką.
I tak czeka mnie najgłębsze piekło, jeśli ono w ogóle istnieje, więc jaki sens w tym, by coś zmieniać na lepsze i rozdawać uśmiechy? 

9 komentarzy:

  1. A jaki jest sens robienia sobie piekła z życia?!
    To nie jest droga do szczęścia.

    EL

    OdpowiedzUsuń
  2. To Twoja teoria. Nie będę się z Tobą spierać, choć za jakiś czas przyznasz mi rację. Zresztą wszystko w temacie powiedziałam na priw.

    EL

    OdpowiedzUsuń
  3. To wygląda na wysyłanie sprzecznych
    sygnałów ludziom. Mocno chwyciłeś
    się korzeniami podłoża, ale skoro
    Tobie odpowiada to wszystko..

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dla wszystkich ważne jest rozdawanie uśmiechów, wzorzec sympatycznego i towarzyskiego osobnika nie pasuje do każdego. Choć niewątpliwie tacy mają zwykle łatwiej.
    Ciekawych ludzi zwykle poznaje się zupełnie przypadkowo, jednak warto się trochę postarać i wyjść z inicjatywą, zmienić towarzystwo na bardziej odpowiadające.

    Samotność jest pusta, mimo jej wyniosłego, słodko-gorzkiego ukojenia. Czasem nie wyniosłego.

    OdpowiedzUsuń
  5. EL: Rację w czym?

    Duszek: Sygnały zawsze są jednoznaczne, tylko ludzie z mojego otoczenia ich nie rozumieją. Mam wrażenie, że są po prostu ślepi na to.

    Lafcadio: Moje towarzystwo to chyba ja i moje odbicie w lustrze, a przypadków także unikam, bo są tak samo nietrwałe jak planowane relacje. Z tą inicjatywą to różnie bywa, więc wolę się usunąć i nie wychylać się.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przypadkiem możesz poznać fascynującą osobę i nawiązać z nią znajomość trwającą lata. Tak, jak napisałem wcześniej, zwykle to dzieło przypadku. Ale losowi można dopomóc (lub, jak wolę - zwiększyć prawdopodobieństwo zdarzenia).
    Nie wychylając się zyskujesz pewność, że nic Ci nie zagrozi, to fakt. Ale również pewność że Twoje życie będzie wyglądało bardzo podobnie za tydzień, miesiąc czy rok. Jeśli Cię to satysfakcjonuje - świetnie. Alternatywa to niepewność. Inaczej mówiąc szansa.

    Przepraszam za łopatologiczne tłumaczenie ale chciałem wyrazić się jasno.
    Jakkolwiek brzmi to banalnie i telenowelowo, byłem mniej więcej w Twojej sytuacji jakiś czas temu (czas liczony w latach). I cóż, zaskoczyło mnie jak wielu ludzi rozumie mnie i akceptuje. Oczywiście otworzyć się trzeba, ryzyko jest, sparzyłem się nie raz i nie dwa. Ale warto.

    W ramach odkadzenia atmosfery: ziarenko piasku turlające się na dno oceanu mi się podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Heeh, skąd ja to znam?
    Też mnie to zawsze konfunduje, bo z jednej strony wciskają nam, że większość ma rację, a z drugiej psycholodzy (a jakże!) podkreślają, że to my sami znamy siebie najlepiej.
    No i tak - jeżeli przykładowo 10 osób twierdzi, że jestem fajny, a ja wiem, że jestem niefajny, to komu wierzyć?

    Ostatnio się nad tym zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że inni mają prawo do własnego zdania. Jeśli więc natykam się na sygnały sympatii, nie wyprowadzam ludzi z błędu, dziękuję i staram się odwdzięczyć tym samym.

    W porywach zacząłem nawet myśleć, że może wcale nie jestem taki beznadziejny, jak mi się wydaje? Choć to już zakrawa na szaleństwo i szybciutko zamiatam takie myśli pod dywan.

    BTW, zauważyłeś, że mamy zadatki na Toxic Twins branży w odsłonie internetowej? ;)
    Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Lafcadio: Jeśli mam być szczery, to nie wierzę w przypadki, są one tak samo zwodnicze jak długoterminowe planowanie - to od człowieka zależy, czy będzie chciał utrzymywać kontakt czy tez nie.
    Nie wiem, czy mam jeszcze siły na wyciąganie ręki jako pierwszy i zabieganie o znajomość, jeśli ktoś się waha.
    Nie wiem, czy jest ktoś, kto mnie w pełni rozumie, przeważnie słyszę od dobrych znajomych: "Szanuję, ale nie rozumiem ciebie".

    Kajot: Bałbym się stuprocentowego stwierdzenia tego, że znam siebie na wylot. Niekiedy jest tak, że mówię "nie", a po przemyśleniu sprawy jestem na "tak". Uważam, że poznanie siebie jest trudniejsze niż poznanie kogoś (chociaż tak na serio działa to w dwie strony).
    A tak na serio to chyba własne odczucie samego siebie decyduje w największym stopniu w każdej dziedzinie naszego życia.
    Nie zauważyłem, żebyś był Toxic.

    OdpowiedzUsuń