sobota, 31 grudnia 2011

158. Na koniec coś ładnego

Według obietnicy zostawiam ślad dla spostrzegawczych :)


A tak całkiem już na sam koniec, bo za godzin naście Massimo przestanie istnieć, chciałbym życzyć wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, abyście spotykali na swej drodze życzliwych ludzi, którzy nie będą oceniać Was po zasobnych kieszeniach, modnych ciuchach czy boskim wyglądzie, ale po tym, jak traktujecie ludzi dokoła.  
Szczęścia i powodzenia!
Massimo

piątek, 30 grudnia 2011

157. Koniec i początek

Nowa strona już zaistniała.
Jest już nowy adres i neutralna nazwa, jest także nowy design.
Zacznę bardzo ogólnie, bez powitań i bezowocnych postanowień.  
Zatem nastąpi koniec i początek w tym samym czasie.


A sylwestra spędzam w domu, w łóżku ze swoim facetem, Jaśkiem :) 

czwartek, 29 grudnia 2011

156. Z nowym rokiem - przeprowadzka

Tak, zaplanowałem to sobie już jakiś czas temu, że z nastaniem 1. stycznia przeprowadzę się ze swoimi zapiskami w nowe miejsce, bardziej kameralne i spokojniejsze, a to miejsce zostanie definitywnie zniszczone.

Tu Massimo zbyt bardzo się otworzył w wyniku jesienno - zimowej depresji i zdradził wiele spraw, z którymi nigdy na żywo z nikim nie rozmawiał i teraz dziwnie się z tym czuje.


Ten rok był dla Massimo dość ciężki.
Na łamach blogspota pojawił się w lutym mijającego roku. Zaczynał skromnie i niepewnie. Następujące z czasem wydarzenia wywoływały coraz większe poczucie pustki i rozdarcia:


- kwiecień to zdrada przyjaciółki i utrata pracy. Zwolniono mnie dlatego, że jestem homoseksualny. W firmie wystraszono się i pozbyto się mnie jak starego krzesła;


- w czerwcu dowiedziałem się o śmierci przyjaciela. Przegrał z rakiem. Podczas ostatniego naszego spotkania on już  wiedział i przeczuwał, że biopsja może być dla niego wyrokiem. Nic mi wtedy nie powiedział. Marek był jedynym chłopakiem bliskim memu sercu, którego mógłbym szczerze przytulić i dać mu tyle, ile tylko bym mógł;


- maj/czerwiec to pogarszająca się atmosfera w firmie; udawałem, że nie dostrzegam kąśliwych min i złośliwych uwag koleżanek. Przez wiele lat było dobrze, słyszałem o takim projekcie, o takim zadaniu, o takich planach, które chciano ze mną wykonywać. A potem, w ciągu może tygodnia, ploteczka przyjaciółki przekreśliła wszystko to, co wypracowałem sobie przez 7 lat, i Massimo stał się zbędny i mijano go jak kłaczek kurzu;


- lipiec/sierpień to czas szukania pracy. Okres nerwowy, bo pomimo starań, chęci i dyspozycyjności ciagle mnie odsyłano z kwitkiem, pomimo tego że etat był; Massimo ciągle słyszał: "To praca nie dla pana! Ma pan zbyt wysokie kwalifikacje!" lub "To praca dla osoby atrakcyjnej, a pan..."


sierpień i wrzesień to przeprowadzka do miasteczka (wiochy) z czasów dzieciństwa i zamieszkanie z powrotem przy rodzicach... Nowa praca pozwoliła mi na jakieś oszczędności, ale za to wysysa ze mnie pozytywną energię i nie daje takiej satysfakcji jak poprzednia, no i ta świadomość, że jest tylko na bieżący rok szkolny... 



- wrzesień - grudzień to czas wzrastającego osamotnienia, zamykania się w sobie i izolowania. Powróciła depresja;


- od maja aż po dziś - okres zrywania znajomości. Po śmierci Marka zostało mi dwóch kumpli gejów w realu, z którymi nie mam kontaktu z powodu przeprowadzki do innego miasta. I na tym koniec. Utrzymuję jakiś wirtualne kontaky z kilkoma osobami, ale to tylko pisanie w sieci. Ci, których poznałem w jakiś tam sposób w realu, olali mnie ciepłym moczem i to często z błahych powodów.


Więc po co starać się o więcej, skoro wcześniej czy później skończy się to tak samo?
Zresztą, teraz to nie ma już większego znaczenia... 

środa, 28 grudnia 2011

155. Raz, dwa, trzy, czyli małe kroki do przodu

Małe zmiany na koniec starego roku. Zacząłem je wprowadzać już jakiś czas temu, lecz przemilczałem to, by nie zapeszyć. To jeszcze w sumie wielkie nic, ale jakiś krok do przodu już zrobiony. Muszę dodać, że "wychyliłem głowę z żółwiego pancerza" dzięki kilku osobom i ich dopingowi. Ale po kolei:


1. Zbędne książki Witkowskiego (już przeczytane, walały się i kurzyły pod łóżkiem) stały się impulsem do małego spotkania i rozmowy z pewnym blogerem (nie zdradzę któż to). Moim odgórnym zamiarem było przekazanie książek i "ucieczka" do domu, lecz skończyło się na prawie dwugodzinnej rozmowie. Ciekawe, czy uzgodnioną kolejną kawę da się zrealizować w jakimś nieokreślonym czasie.

2. Odważyłem się i pojechałem na spotkanie z Panem Szyszkiem. Siedzieliśmy przy kawie i lodach i rozmawialiśmy prawie trzy godziny, potem łaziliśmy uliczkami oświetlonego miasta, siedzieliśmy chwilęsz na murach zamku. Szyszek (nie wiem nawet skąd wzięła mi się ta ksywa) okazał się inteligentnym i oczytanym chłopakiem. Przy okazji odwiedziłem moje byłe miasto i wypiłem duże piwo z przyjaciółką z byłej pracy. Tak się rozgadaliśmy, iż byłbym spóźnił się na ostatni autobus i prawie w ostatniej chwili zdążyłem zakupić u kierowcy bilet.




3. Posłuchałem się Pana Szyszka i oddałem do bibliotek wszystkie "mądre od drugiej strony" książki, które według niego tylko mnie ogłupiały i wywoływały skorupę, w której się zamknąłem. Kiedyś zapytał mnie, co aktualnie czytam, odpisałem że X. "Jezu..." - odparł. - To nie dziwię się, że zamknąłeś się na ludzi. Wierz mi, że filozofia tego pana zabija, nie leczy... 


4. W końcu z A. zrealizujemy zaprzeszłe plany wybrania się na imprezę. Wstępnie uzgodniliśmy, że na jednym klubie się nie skończy. Będziemy chodzić po krakowskich lokalach całą noc, a na końcu zaplanowaliśmy, że wylądujemy w... Hehe, to będzie ciekawe dla nas obojga.. A może spotkamy gdzieś kogoś znajomego...


5. Przydałoby mi się schudnąć jakieś 5-8 kilo, tak na początek zmian, które się rozpoczęły, jako mały dodatek... 

poniedziałek, 26 grudnia 2011

154. Godziny, minuty, sekundy


"Godziny" to dramat z 2002 roku. Wyreżyserował go Stephen Daldry, który w głównych rolach obsadził gwiazdy kina amerykańskiego : Nicole Kidman w roli Virginii Woolf, Julianne Moore jako Laurę Brown i Meryl Streep jako Clarissę Vaughan. 

Powieść pod tym samym tytułem napisał Michael Cunningham w 1998 r., stała się ona podstawą dla ekranizacji Daldry'ego.


Książka i film to ukłon w stronę angielskiej pisarki Virginii Woolf i jej twórczości, szczególnie zaś powieści "Mrs. Dalloway".


Trzy kobiety - trzy światy. Każdą z bohaterek dzieli wiele lat - Virginia to pierwsza połowa XX wieku, Laura to lata 60. XX wieku i Clarissa żyjąca na progu XXI wieku. W symboliczny sposób łączy te trzy obce sobie kobiety powieść Virginii Woolf "Mrs. Dalloway" , a także wiele aspektów życia i głęboko osadzonych potrzeb osobistych.
   
Film to trzy historie.
Pierwsza, chronologicznie najwcześniejsza, opowiada o wycinku życia angielskiej pisarki. Poznajemy ją w trakcie pisania swojej szczytowej powieści. Czas tworzenia jest zarazem okresem walki z depresją i chorobą psychiczną, a także z brakiem zrozumienia przez męża i otoczenie. 
Druga historia dotyczy Laury, z pozoru wzorowej żony i matki. Jest ona gospodynią domową i rozczytuje się w "Mrs. Dalloway". Książka wyzwala w niej to, co ukryte w głębi jej podświadomości. Laura próbuje popełnić samobójstwo, jednak odchodzi od rodziny tuż po urodzeniu drugiego dziecka. 
Trzecia historia ukazuje wycinek z życia Clarissy. Jest ona jawną homoseksualistką i mieszka wraz ze swoją partnerką. Spełnia się poprzez pomaganie potrzebującym. Zajmuje się swoim chorym na AIDS przyjacielem, który na jej oczach popełnia samobójstwo. Od momentu poznania nazywał Clarissę panią Dalloway...
   
Film to ukazanie pewnych uniwersalnych dla wielu ludzi postaw, które wyłaniają się z potrzeb, dążeń i pragnień, a ich treść zawsze pozostaje jeśli nie taka sama to bardzo podobna - miłość, przyjaźń, uznanie, akceptacja, zrozumienie, zaufanie, wsparcie i bliskość drugiej osoby.

sobota, 24 grudnia 2011

153. Idzie nowe

Wszystkim tym, co święta obchodzą bądź też nie - wszystkiego dobrego i pomyślności w Nowym Roku.
Massimo

wtorek, 20 grudnia 2011

152. Spopielone słowa i myśli

Wrzuciłem do pieca swój papierowy pamiętnik. Patrzyłem, jak bordowa okładka pomału się kurczy, pęka, zwija i pokrywa zielonymi, błękitnymi i żółtymi płomieniami. Ogień wdzierał się pomiędzy zapisane słowami miłości i tęsknoty kartki, bawił się literami, czytał i pochłaniał treść nigdy nie wysłanych listów, podziwiał wklejone zdjęcia i upajał się zapachem zasuszonych liści i płatków róż.
Brakować mi będzie bordowego kalendarza, w którym byłem ja, byłeś Ty, byli oni i one. 
Żegnajcie... 

poniedziałek, 19 grudnia 2011

151. Proste słowa, które dają do myślenia

"Czasami ludzie odchodzą i już nigdy nie wracają."
Shelter, 2007.

"Nie można należeć do ludzi na wieczność".
Shelter, 2007.

"Miłość to trudna rzecz, nie można jej wywołać ani kontrolować, ani też zmusić, aby trwała".
E. E. Schmitt, Dziecko Noego, tłum. B. Grzegorzewska, s. 93.

"Śmierć jest spokojna, łatwa. Życie jest o wiele trudniejsze."
Zmierzch, cz.1.

"Często śmierć uwalnia nas od niepotrzebnego cierpienia".
P. Coelho, Demon i panna Prym.
"Życie trwało przed nami i będzie trwać po tym, jak znikniemy z tego świata".
P. Coelho, Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam.

"To, o czym chcemy zapomnieć, ciąży bardziej niż to, co analizujemy".
E.E. Schmitt, Zapasy z życiem, tłum. A. Sylwestrzak-Wszelaki


niedziela, 18 grudnia 2011

150. Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Dzięki A. za wczorajszy spacer i miłe towarzystwo :) Szkoda, że ptaszorów na Wiśle nie odwiedziliśmy. I kilka fotek z wczorajszego spaceru po królewskich zakątkach :) 







czwartek, 15 grudnia 2011

148. Coś za coś

Nastał czas wystawiania ocen półrocznych. Postawiłem już pierwsze banie w gimnazjum i liceum. I na tych dwóch się zapewne nie skończy, bo jutro dalszy ciąg. Obliczyłem, że w sumie dam 6 ocen ndst. i będzie nawet jedno nieklasyfikowanie. Trzeba na serio nic nie robić i mieć nierówno pod sufitem, by dostać u mnie banię na koniec. Szkoda gadać...
Cieszę się na myśl o zbliżającym się wolnym. Jestem zmęczony psychicznie. Takiego zajobu jak przez ostatnie cztery miesiące to jeszcze nie miałem. Musiałem ogarnąć 8 klas na trzech przedmiotach. Po 5-8 lekcji dziennie, do tego kółka, zajęcia wyrównawcze, nauczanie indywidualne. Nie wspomnę o poprawie prac w domu i o przygotowaniu się do zajęć (wszystko dla mnie nowe!). Zasłużyłem na odpoczynek jak jeszcze nigdy. W nagrodę jutro mam luz - siedzę tylko w komisji na egzaminach próbnych w gimnazjum.
Ciągnie mnie do mojego dawnego miasta. Dzwoniono do mnie na dniach z dwóch teatrów. Z każdego dostałem zaproszenie na świąteczne spektakle, a przy okazji zaproponowano pogaduchy i kawę z ciachem w impresariacie. Na pewno na placu stoi już nowa choinka, a główny deptak udekorowany jest świątecznymi ozdobami. A w schroniskach w górach pewnie już śniegu po kostki i już śpiewają kolędy przy podłaźniczkach, i górale przygrywają na skrzypkach...   
Kuźwa, wszystko i wszyscy zostali w moim byłym mieście, a tu totalna dziura i tylko wiatr w polach po kamieniach dzwoni.    

środa, 14 grudnia 2011

147. Filozofia życia

Ogólnie uznaje się, że człowiek zmienia się co 7 lat (mieliśmy kiedyś o tym na filozofii). W ciele fizycznym następuje całkowita wymiana komórek wszystkich narządów. Stare i "zużyte" komórki są unicestwiane, a na ich miejsce wchodzą nowe i przejmują funkcje tych, które zostały zneutralizowane. Naturalny cykl regeneracji. To, że zostajemy tacy sami z wyglądu, wynika z genetycznej pamięci narządów. Tak mówiąc wprost - jeśli nie widzimy danej osoby przez 10 lat, to po tym okresie spotykamy kogoś zupełnie "nowego", rozpoznajemy go, ale każda jego część jest już inna, nowa, wymieniona.
Ale zmianom podlegają także w pewnym stopniu niektóre czynniki psychiczne - zachowanie, poglądy, osobowość. Zmienia się światopogląd w wyniku poznawania nowych ludzi, zmiany otoczenia, pracy, statusu społecznego. Szczególnie taka zmiana dostrzegana jest przez dawnych znajomych, których się nie widziało przez długi okres czasu.
Z tym siedmioletnim okresem wiąże się także teoria o zmianach wpływów na człowieka. Mówi się o okresie dobrym, sprzyjającym i okresie złym, wyniszczającym i przygnębiającym. Taki okres, według różnych opinii, też trwa 7 lat i po upływie tego czasu powinien się zmienić.
O mnie chyba zapomniano, bo jestem podczas realizacji kolejnej pechowej siódemki. Ta zła passa w moim przypadku ciągnie się już 8 rok. I nie zapowiada się na zmianę na lepsze. Mam wrażenie, że wszystko pomału zaczyna obracać się przeciw mnie. Ciekaw jestem, kiedy to się skończy. 
I jeszcze jedno: Zna się ktoś na interpretowaniu snów? Śnił mi się mój ex ( prawie każdej nocy mi się śni - tego też nie rozumiem). Staliśmy na chodniku w naszym mieście i on wyciągnął z wózka małe dziecko i mi je podał. Ze snu pamiętam dokładnie, że to było nasze dziecko... 
Dodam tylko, że jakiś czas temu wyciągnąłem z kalendarza jego zdjęcia i nie noszę już ich ze sobą każdego dnia, jak to było dotychczas. 
Podświadomość płata mi figle? Może wariuję? Czy jakiś psychiatra jest na sali? Proszę o skierowanie na eutanazję. Sam zapłacę za zabieg i odciążę NFZ, jestem nawet w stanie sam sobie zaaplikować ten eliksir, by nie czekać roku na wizytę u eutanazjonologa. 
   

wtorek, 13 grudnia 2011

146. Na poprawę humoru

Może to i głupie, ale popłakałem się ze śmiechu...
Aż musiałem okno uchylić...
Najlepszy w filmiku jest facet w czarnej kurtce. Wszedł do metra i wszyscy brechtają, przeszedł dalej i jeszcze głośniej się brechtają... Minę ma zajebistą! 
Zaraźliwy jest ten chichot...
Warto wytrwać do końca.

145. Na wariackich walizkach

Chciałbym, by ten powalony rok już się skończył. Wiem, że przyszły nie będzie lepszy pod każdym względem. Obrona na studiach i koniec kolejnego (jak się okazuje zupełnie zbędnego i niepotrzebnego) etapu edukacji uczelnianej. Nie mam już sił, czuję się wypalony pod kątem studiowania.
Znów czekać mnie będzie szukanie pracy, może i nawet związana z tym będzie przeprowadzka. Może duże polskie miasto, może Europa Zachodnia lub Północna (w Szwecji potrzebują na budowach, w Anglii na zmywakach, a w Irlandii w rzeźniach i przetwórniach indyków, hihihi...). 

To po prostu jest świństwo robione młodym ludziom przez nasz kochany polski rząd i zrudziałego fałszywego Tuskokłamcę, by nie można było dostać w tym cholernym kraju stałej pracy i mieszkania. 
Nie wiem, co będzie w przyszłym roku i w którym miesiącu dokładnie czekają mnie kolejne zawirowania.
Ale chyba jeszcze nie czas o tym myśleć... 
Cieszmy się złotą późną jesienią i słonecznym początkiem zimy, kiedy to krzewy i drzewa zaczynają świeże pąki puszczać...

niedziela, 11 grudnia 2011

144. Być jak Anna

Dziś rano odkryłem, że znów potrafię płakać. Tak jak kiedyś. 
Po cichutku, by nikogo nie obudzić, nastawiłem wodę w kuchni. Zalałem torebkę mocnej earl grey wrzątkiem i przykryłem kubek spodeczkiem. Wróciłem do pokoju, usiadłem na łóżku i się zamyśliłem. Uniosłem dłonie do twarzy i buchnąłem szlochem.
Ten zapach jest wszędzie - zalega w pokoju, przesiąknęła nim pościel i piżama. To Jego zapach. Z nocy na noc jest intensywniejszy.
I tak od tygodnia. Myślałem, że zniknie, minie. Nie zniknął. 
Skąd się on bierze? Zwid jakiś? Mara? A może nie obudziłem się ze swojego dawnego i drastycznie przerwanego snu żelaznego i nadal leżę w samej bieliźnie pod kocem w lodowatym i ciemnym pokoju nieświadomy tego, że płomień świecy ledwo się już tli... A może to już piekło i ja o tym nie wiem...
Nie wiem, co się dzieje.
Jestem skołowany, bo nie wiem, w którą stronę mam pójść.
Im bardziej staram się zapomnieć, tym częściej On wraca.
A może trzeba paść na kolana i modlić się w łoskocie bijącej pary, jak uczyniła to Anna i zalać ognisko wiadrem wody?
Zwątpiłem w sens. 
I na dodatek cholernie boję się jutra.
Nie wiem, czy wytrwam. 

niedziela, 4 grudnia 2011

143. Historia pewnego słowa

W przeciągu ostatnich 3 lat nadzwyczaj często w moich relacjach z innymi pojawia się pewien czasownik. Jego funkcja i siła zależą od kontekstu i od ukierunkowania. Zatem jakie to magiczne słowo? Oto ono - "nienawidzić". 
Chyba po raz pierwszy dobitnie mocno usłyszałem je 3 lata temu. Sposób, w jaki zostało wtedy wymówione, zadecydował, że wryło mi się w pamięć na stałe. 
- Lepiej będzie, jeśli mnie znienawidzisz - usłyszałem wtedy i z wrażenia zastygłem niby kamienny posąg. Zaniemówiłem w wyniku tonu i sposobu wypowiedzenia tego zdania. 
Po tym zdarzeniu słowo to zagościło na stałe w moim popapranym życiu (prawdopodobnie wcześniej nie zwracałem na nie uwagi), lecz zmieniło kierunek. 
Wczoraj wieczorem pojawiło się ono znów w trakcie rozmowy z niedoszłym obiektem spotkania:
- Przykro mi, nie spotkamy się ani w środę, ani w innym terminie - napisałem. 
- Nienawidzę cię za to! - Padło w decydującym momencie. Zyskałem sobie w taki sposób kolejną osobę, która stanęła za wrogą barykadą. To jest już ich kilkadziesiąt (kilkunastu blogerów chętnie by mnie wypatroszyło za prawdę i kilka słów krytyki <stara historia> i tyleż samo osób w rzeczywistości). W ten oto sposób potwierdza się treść wpisu o tym, że nie jestem dobrą i wartościową osobą, jak też usiłuje mi wpoić to kilka osób w prywatnych rozmowach.  

sobota, 3 grudnia 2011

142. Z dedykacją

Ładny chłopak na pocieszenie wszystkim wątpiącym, samotnym i zagubionym.
Ma takie piękne, smutne oczy.



141.

Edycja i zmiana wpisu 16.20.


Z komentarzy pod kilkoma ostatnimi wpisami wynika, że czytający nie rozumieją moich rozterek.
Owszem - nie spotykam się, unikam mężczyzn (w sumie wszystkich, w szczególności zaś gejów), z facetami rozmawiam tylko i wyłącznie w sytuacjach zawodowych, z branżowymi tylko w wirtualu (jest ich aż 2!), nie flirtuję, nie uprawiam przygodnego seksu, rzadko wychodzę z domu (tak na serio to nie mam tu do kogo nawet z piwem pójść). 
Rano wstaję, szykuję się do pracy, wracam i  znów siedzę nad pracą, nieraz do późna, choć ostatnio to już po 21. tulę swoją poduchę. Mieszkam w tej wiosce od ponad trzech miesięcy - nie mam tu żadnych bliższych znajomych, wszyscy zostali w dużym mieście, które z tęsknotą wspominam.
Dlaczego unikam facetów? Dlaczego awersja do gejów wciąż wzrasta? Sam bym na to chciał znać odpowiedź. To przyszło samo. Nie jest to jakaś forma skrajnego widzimisię, bo ja tak akurat chcę, tylko siedzi to gdzieś głęboko w głowie. Może zna ktoś chirurga, który wyłyżeczkuje mi ze wspomnień mózg? Chętnie pójdę na zabieg, jeśli ten miałby coś zmienić.
Ale pisząc wprost - do odsunięcia się i zerwania wszystkich branżowych kontaktów i znajomości przyczynili się sami geje. 
Fellow to targowisko ciał, wyścig szczurów o "lepszego" kutasa do obrobienia, czat internetowy to zdziczała kurwiarnia. Założyłem konto na Kumpello, ale widzę, że dominuje tam taki sam schemat "poznawania się od dupy strony" jak na Fellow. Poznani w inny sposób (np. poprzez bloga) też po jakimś czasie pokazują swoje prawdziwe twarze. Do czasu poznania w realu są mili, rozmowni, udają pomocnych, a jeśli już dojdzie to spotkania, to nerwowo miętolą w garści kondoma i myślą o wyjściu do łazienki lub samochodu. Odmowa seksu staje się przyczyną wyśmiania, obgadania i zerwania kontaktu. Małe podsumowanie - MNIE TAKIE PRAKTYKI NIE INTERESUJĄ!
I sprawa chyba najbardziej znacząca w tym wszystkim - myśli o moim ex, które tak często pojawiaja się we wpisach i w sumie decydują o całokształcie mojego świata. Tak - cholernie mi go brakuje! Pomimo 3 lat od rozstania nadal mnie ściska w gardle, a w momencie spoglądania na jego zdjęcie motyle unoszą mnie pod sufit (dobrze że okna są pozamykane). Ma on w sobie tysiąc cech, które mnie tak pociągały (pociągają) i tysiąc kolejnych, które były (są?) nam wspólne. Ktoś mi bliski przekonał się niedawno na własnej skórze o jego jednej cesze i może to nawet potwierdzić. 
Mój dobry znajomy gej, który od lat jest w stałym związku, powiedział mi po jego odejściu: "Geje, szczególnie ci zagubieni, którzy odchodzą po jakimś czasie do kobiet, często po kilku latach wracają". Dlatego też czekam. I czekać będę.   

Nie przeżyłbym tego, gdybym związał się z kimś, dałbym mu słowo, a w kilka miesięcy później wróciłby On. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Wiadomo z powyższego, co bym zrobił, krzywdząc tym samym niewinną osobę, nie wspominając nawet w jakim rozdarciu sam bym się znalazł. Dlatego siedzę pod swoją miotłą i tylko cichutko piskam. Nic innego mi nie zostało. 

piątek, 2 grudnia 2011

140.

Zaczynam dziś czwarty rok singlowania.
I na pewno nie ostatni.

139.

Kazałem opitolić się na króciutko. Radykalnie za bardzo. Jestem sto razy szpetniejszy niż to ustawa przewiduje. Teraz to nawet menel z dworcowego śmietnika odwróci się do mnie plecami.
Przynajmniej nie będę miał zakusów na ponowne umawianie się z kimś...